Moja mama - Władysława z domu Grodowska, z męża Bereźnicka, zmarła w 1988 roku.
Pochodziła z Niepołomic pod Krakowem. Tata Józef z powiatu kałuskiego (województwo stanisławowskie, Kresy Wschodnie).
Pobrali się w styczniu 1945 roku. Jechali wagonem jak rodziny Pawlaka i Kargula na tzw. ziemie odzyskane. Najpierw trafili do Skórek, z dziadkami ze strony ojca. W 1954 roku osiedlili się w Tonowie, skąd pochodzi wspomniane, rodzinne zdjęcie. Widać tu (od lewej) moją siostrę Marię, tatę Józefa, jestem ja - mała Józefa, dalej brat Lech i mama Władysława.
Stan gospodarstwa nie był wtedy najlepszy. Tak budowała się Polska.
Mama była osobą z dużą mądrością życiową
Niezwykle pracowita. Na jej głowie było gospodarstwo. Codziennie miała dużo pracy fizycznej. Na początku nie mieliśmy prądu, gazu, ciągnika. Trzeba było samemu wydoić krowy, iść do pracy w polu.
Pamiętam, jak zimą w nocy byliśmy po uszy przykryci puchowymi kołdrami . Mróz wchodził do domu, dotykał brzegów tych kołder, na szybach malował kwiaty. Ale mama dbała, żeby od rana było nam ciepło. Gdy tylko wstawała, rozpalała w piecu. Pierwsze, co gotowała, to była zupa mleczna. Przed naszym wyjściem do szkoły jedliśmy ją z chlebem posmarowanym swojską marmoladą.
Codziennie to była harówka. A jednak zawsze miała uśmiech na twarzy, była bardzo gościnna, elegancko się nosiła. Wszystko nam szyła - także na maszynie Singera, lubiła też haftować.
Miała swój rytuał. Co niedzielę wsiadała na rower, odświętnie ubrana, i jechała do kościoła w Żernikach. A w południe już stawiała obiad na stole. I zawsze ciasto.
Wpoiła mi pracowitość
I choć to siostra Marysia została na gospodarstwie, ja także utożsamiam się ze środowiskiem wiejskim, z kobietami wiejskimi. Mam duży szacunek do tych, którzy ciężko pracują fizycznie, doceniam rolników, którzy nas żywią.
Z lat młodości zostało mi też wspomnienie zapachów. W Tonowie mieliśmy piec chlebowy. Tam za jednym razem mieściło się trzynaście blach. Przychodziły więc kobiety z sąsiedztwa i u nas wypiekały ciasta. Do dziś czuję tę słodycz!
Mama... miała szorstkie, spracowane ręce. Ale one działały na mnie jak balsam. Ten dotyk był inny niż każda inna szorstkość. Towarzyszyło mu uczucie, którego nikt i nic nie zastąpi. Tego się nie zapomina - mówi na koniec, ze wzruszeniem, Józefa Błajet.
Od redakcji: Zdjęcie rodzinne z 1957 roku trafiło do dzisiejszego wydania papierowego "Gazety Pomorskiej" z okazji Dnia Matki. Tutaj prezentujemy, oprócz wspomnianego, również inne stare fotografie z Mamą Władysławą, za których udostępnienie dziękujemy!
Jak działają oszuści (5) - oszustwo na kartę NFZ
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?