Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory 4 czerwca 1989: Anna Bańkowska nie miała być posłem [rozmowa]

Jolanta Zielazna
Jolanta Zielazna
Anna Bańkowska (SLD) była posłem przez 7 kadencji, od 1989 do 2015 r., z przerwą 2005-2007.
Anna Bańkowska (SLD) była posłem przez 7 kadencji, od 1989 do 2015 r., z przerwą 2005-2007. Archiwum
- Przed II turą wyborów nieoficjalnie zasugerowano mi, bym wycofała się z wyborów, żeby mandat dostał ktoś inny - wspomina w rozmowie Anna Bańkowska (SLD), która w wyborach w czerwcu 1989 r. uzyskała mandat w Inowrocławiu z listy koalicyjno-rządowej.

Pamięta pani 4 czerwca 1989 roku?
Oczywiście, ale nie tak dokładnie. Na pewno przeżywałam, ale głównie mój wynik. Chyba nie byłam zbytnio nastawiona na wygraną. W ogóle, propozycja kandydowania i rekomendacja ze strony kolegów z Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego była dla mnie dość zaskakująca. W Inofamie miałam co robić, byłam dyrektorem ekonomicznym, kochałam swoją firmę i swoją pracę. Proszę pamiętać, że Inofama to dawniejsza Fabryka Maszyn Rolniczych w Inowrocławiu, zatrudniająca wtedy około 2000 pracowników. Bycie posłem to nie był szczyt marzeń... Ale jak już człowiek staje w szranki wyborcze, to ambicja nie pozwala przegrać.

Dlaczego zgodziła się pani kandydować?
(westchnienie) Propozycja łechce, bo w końcu nie wszyscy mieli szansę znaleźć się na listach. Poza tym byłam ekonomistką z niepokorną duszą, jeśli chodzi o postrzeganie obowiązujących wtedy przepisów.
Naiwnie myślałam, że jeśli wejdę do Sejmu, to jestem w stanie przekonać wszystkich do zmiany przepisów, które wtedy przeszkadzały dyrektorom ekonomicznym i naczelnym w racjonalnym prowadzeniu przedsiębiorstw.
Moim osobistym programem wyborczym było to, co denerwowało nas w zakładzie, mówiłam, że chcę doprowadzić do właściwych relacji między eksportem a importem, urealnienia cen transakcyjnych (śmiech), walczyć z tzw. popiwkiem, który hamował wzrost wynagrodzeń, nakładał sankcje za nietrzymanie się reżimu płacowego, co uniemożliwiało podnoszenie płac, ale również problemy kobiet itd.

Robiła pani kampanię wyborczą?
Tak, korzystałam głównie z pomocy życzliwych współpracowników, przyjaciół i znajomych. Wiele środowisk prosiło o spotkania. Odbyłam dużo spotkań, jeździłam po całym okręgu wyborczym spotykając się z różnymi grupami wyborców - od pracowników zakładów pracy, organizacji społecznych, rolników, po koła gospodyń wiejskich. Mnóstwo pytań od ludzi, kim jestem, co robię, co bym chciała robić. Dużo mi te spotkania dały. To nie było tak, że ludzie głosowali w ciemno, bo o mój mandat rywalizowało 8 osób, więc każdy z nas starał się jak najlepiej zaprezentować i przekonać do siebie wyborców.
Mnie się udało w I turze dostać najwięcej głosów, do drugiej przeszliśmy ja i Eugeniusz Foss, postać znana, późniejszy dyrektor Janikowskich Zakładów Sodowych. Przed drugą turą wyborów nieoficjalnie zasugerowano mi, żebym wycofała się z kandydowania, aby mandat zdobył inny kandydat. Powiedziałam "nie" i wtedy dopiero zacięłam się do walki o zwycięstwo. No i w II turze wygrałam, dostałam 44 873 głosy.

Przed drugą turą wyborów nieoficjalnie zasugerowano mi, żebym wycofała się z kandydowania, aby mandat zdobył inny kandydat. Powiedziałam "nie".

W I turze z listy krajowej obsadzone zostały tylko dwa mandaty. Partia nie zakładała takiej sytuacji, bo dla listy krajowej nie przewidywano II tury.
Nawet tego nie pamiętam. Wiedziałam, że wygrałam z wszystkimi kontrkandydatami z mojej listy i to był powód do satysfakcji.

Na początku, po obradach okrągłego stołu była mowa tylko o "naprawianiu socjalizmu". Mało komu chyba wtedy przychodziło do głowy, że te wybory pogrzebią socjalizm. Kiedy uświadomiła sobie pani, że sprawy skręcają na inne tory?
Wasz premier, nasz prezydent.

Wasz prezydent, nasz premier.
No, zależy z której strony się czyta to, co Adam Michnik napisał w "Gazecie Wyborczej".
Potem, gdy zobaczyliśmy połączenie rąk trzech ważnych osób, czyli Lecha Wałęsy, Romana Malinowskiego z ZSL i Jerzego Jóźwiaka z SD, w kuluarach wrzało. I jeden, i drugi blok zastanawiały się, co będzie dalej?Wszyscy mówili: idzie nowe, tylko w jakim kierunku? Nie było wiadomo, czego możemy oczekiwać. Czy idziemy wprost po kapitalizm, czy będziemy jeszcze modernizować socjalizm? Gospodarka zupełnie wolnorynkowa, czy w jakiejś części sterowana? Ceny wolne czy częściowo regulowane?
Pamiętam to trójprzymierze i wtedy wiedziałam, że cały układ okrągłego stołu zaczyna się zmieniać.
Nowa władza była zaskoczona tym, że przychodzi jej tę władzę objąć. Myślę o rządzie Tadeusza Mazowieckiego, czyli pierwotnej opozycji, która w krótkim czasie stała się siłą rządzącą.
Przypominam sobie, jak podczas jednego z wywiadów po latach premier Mazowiecki przyznał, że nie do końca wiedział, w jakim kierunku zmiany w Polsce pójdą. Mówił, że gdyby przewidzieli skutki zmian, na pewno wiele rzeczy wprowadziliby inaczej.

Myślała pani wtedy, jakie mogą być skutki zmian?
Właściwie cały mój klub był przekonany, że błędem jest zgoda na działania, które spowodują upadek PGR-ów, dużych zakładów pracy, ponieważ nie było żadnej koncepcji zagospodarowania ludzi. Nic!
Miałam obawy, co będzie dalej? Najlepiej świadczy o tym to, że jako ekonomistka, zamiast zapisać się do komisji budżetu i finansów zajęłam się polityką społeczną.
Dopiero tworzyliśmy pierwszą ustawę o przeciwdziałaniu bezrobociu, a koncentrowała się ona na zasiłkach. Nie było żadnej wizji, jak doprowadzić do tego, żeby w nowych uwarunkowaniach ekonomicznych przedsiębiorstwa, które przeszły z poprzedniej gospodarki dały sobie radę. Inflacja szalała.
Uważam, że i tak szczęśliwie to wszystko się skończyło, bo naprawdę mogło być dużo gorzej. Ludzie zniechęcili się do ówczesnej władzy, przecież bardzo szybko, bo już w 1993 roku wybory wygrała lewica. Jednak trwaliśmy na tych nowych torach.
Trudniej jest być posłem koalicji rządzącej niż opozycji. Rządzenie wymaga niejeden raz mówienia NIE, a ludzie chcieliby usłyszeć TAK.

Jaki był sejm X kadencji, nazwany później kontraktowym?
To był Sejm dwóch sprzeczności, jeśli chodzi o obozy, z których wywodzili się posłowie. ZSL i SD początkowo były z nami, a potem nie wiadomo, gdzie ich umieścić. Wszyscy umieliśmy jednak siebie słuchać, znaliśmy swoje argumenty, podczas debat wszyscy siedzieli na sali sejmowej. Spieraliśmy się, ale rzadko obrażaliśmy. Inwektyw, które są w tej chwili, w ogóle nie było. Sejm X kadencji sam się rozwiązał. Uznaliśmy, że wszystko, co po tych wyborach i w tamtych warunkach było do zrobienia - zostało zrobione.

Wybory do Sejmu I kadencji były już całkowicie wolne.
Byłam szczęśliwa, że udało mi się ponownie dostać do Sejmu. Uważałam, że poprzestanie na Sejmie kontraktowym byłoby swoistym nieszczęściem. Takie nic, preludium do czegoś niespełnionego.
Nie było mojemu klubowi wtedy w Sejmie łatwo. Atmosfera była gorsza niż w Sejmie kontraktowym, ten był bardziej przesiąknięty politycznymi rozgrywkami, w kontraktowym skupialiśmy się bardziej na sprawach gospodarczych, planie Balcerowicza, na merytorycznej ocenie projektów, ostrzeganiu przed negatywnymi skutkami niektórych propozycji.

Jaką drogę przeszliśmy przez te 30 lat, od 4 czerwca 1989 roku?
Obecni 40-latkowie nie mają zielonego pojęcia, jak Polska wyglądała 30 lat temu. Widzą ją tylko taką, jaka jest i najwyżej narzekają na niedosyt dóbr wcale nie pierwszego rzędu.
Podziwiam nas, jako społeczeństwo, że wytrwaliśmy w tym trudnym okresie przemian, przeżyliśmy go w miarę spokojnie. Popełniono wiele błędów, ale nie aż tak istotnych, by zawróciły bieg rzeki.
Powinniśmy być zadowoleni z przemian jakie w Polsce dokonały się. Oczywiście, nie oznacza to, że każdy musi być szczęśliwy i uznawać, że osiągnął wszystko, co mu się należy, albo czego się spodziewał, ale zmieniliśmy się jako kraj diametralnie. Na korzyść. Polska jest zupełnie innym krajem od tej sprzed 30 lat.
Mam też powody do osobistego zadowolenia. Siedem kadencji w Sejmie to szmat czasu. W pewnym momencie bycie posłem staje się zawodem, żyje się od wyborów do wyborów. Każde wygrane wybory, a tylko takie miałam, dają powód do satysfakcji. Szczególnie, że trzykrotnie uzyskiwałam najwięcej głosów spośród wszystkich kandydatów startujących w naszym okręgu wyborczym.

Wybory 4 czerwca. "Wygraliśmy wszystko, co było do wygrania"

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziwne wpisy Jacka Protasiewicz. Wojewoda traci stanowisko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska