Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory 4 czerwca 1989: Podziały bolą. I trzeba je zasypywać [rozmowa]

Karina Obara
Karina Obara
Jan Wyrowiński: - O to nam szło, aby każdy mógł wyrazić, co chce.
Jan Wyrowiński: - O to nam szło, aby każdy mógł wyrazić, co chce. Jacek Smarz
Rozmowa z Janem Wyrowińskim, byłym marszałkiem Senatu, posłem na Sejm, przewodniczącym Społecznego Komitet Solidarni „Toruń pamięta”.

Jak pan zapamiętał 4 czerwca 1989 r.?
To był dzień, w którym skończyła się bitwa, w której nie używano broni tylko kartkę wyborczą. Stanęliśmy do tej bitwy licząc na to, że przeciwnik zachowa się fair play i tak się zachował. Nie sfałszował wyborów. Gdy w sobotę, 3 czerwca staliśmy na historycznym balkonie Ratusza Staromiejskiego w Toruniu, byłem prawie pewien, że wszystko się powiedzie.

Miażdżące zwycięstwo odnieśli kandydaci Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. Co się zmieniło?
Realnie zmieniło się to, że po raz pierwszy od czasu istnienia Mikołajczykowskiego PSL, w polskim Sejmie pojawiła się prawdziwa, a nie koncesjonowana opozycja, która wyrosła z oczekiwań większości Polaków. Wbrew zakusom władzy, nie daliśmy się wciągnąć w to, że będziemy odpowiadać za bałagan na polskiej scenie politycznej. I powstał rząd Tadeusza Mazowieckiego.

A pan 30 lat temu rozpoczął pracę w parlamencie. Co było wówczas największą trudnością dla pana?
Pierwszy Sejm był główną siłą reformatorską. Znacząca część posłów podzielała naszą opinię, że sytuacja gospodarcza jest zła, więc trzeba podjąć radykalne kroki, również ustrojowe. To były trudne decyzje, włącznie z reformą Balcerowicza, ustawą o prywatyzacji.

Wiedział pan, że będzie bolało, że pojawią się zarzuty o pozostawienie mieszkańców PGR-ów samym sobie?
Tak, ale byliśmy świadomi, że nie możemy robić powierzchownych reform. Długo myślałem, że w Polsce będzie możliwa trzecia droga, prowadząca wprost z Solidarności, odległa od surowych zasad rynku. Współwłasność, współodpowiedzialność za zakłady pracy - to wszystko poddawaliśmy wielu dyskusjom, ale tak się nie stało. Nie poszliśmy w tę stronę.

Bo uważaliście, że ludzie nie są gotowi, aby brać sprawy w swoje ręce?
Ludzie nie byli do końca świadomi, co się tak naprawdę dzieje, że poprzedni system nieodwołalnie się skończył, że zapadł się, bo był niewydolny gospodarczo. Musieliśmy zorganizować gospodarkę rozważnie, uwzględniając za i przeciw. Uznaliśmy, że żadna „polska droga” nie doprowadzi nas do sukcesu. Czasem, w niektórych zakładach pracy udawało się na początku wprowadzić szlachetną drogę współwłasności. Tak było w przypadku toruńskich „Opatrunków” czy Apatora, który był spółką pracowniczą, dawał załodze udział w zyskach. PGR-y to odrębna historia, mogła być mniej brutalna. Tylko że PGR-y to było 15 proc. rolnictwa, większość stanowiły gospodarstwa indywidualne. One jako pierwsze odczuły finansową grozę reformy Balcerowicza - to tam rolnicy dostrzegli, że pieniądze w banku mają swoją wartość, że za sprzedaż trzech świń można zbudować połowę chlewu. PGR-y były znienawidzone przez rolników, pełnymi garściami czerpały z dotacji państwowych i w dużej części marnotrawiły zasoby. Wielokrotnie tłumaczyłem Balcerowiczowi, że rolnik uzależniony jest od słońca i deszczu, że to nie jest robotnik fabryczny.

Słuchał?
Raczej nie słuchał.

W 2011 r. został pan uhonorowany Krzyżem Wolności i Solidarności. W 2015 wyróżniony Odznaką honorową „Działacza opozycji antykomunistycznej”. Obecna władza rewiduje zasługi wielu działaczy z okresu „Solidarności”. Co pan o tym sądzi?
Boli mnie to bardzo. Staram się zasypywać te podziały w bieżącej polityce. Na szczęście kwestia rozliczeń, kto współpracował, kto nie, powoli się zamyka. Nowych „teczek Kiszczaka” już chyba nie będzie. Myślę sobie: tyle jesteś wart, ile cię sprawdzono. Ciekaw jestem, jak zachowaliby się niektórzy na miejscu Wałęsy w pachnącym krwią Gdańsku po grudniu 1970 r. Trzeba zachować miarę w ocenach człowieka, widzieć go w kontekście.

A spodziewał się pan, że po 30 latach Polska będzie w miejscu, w jakim teraz się znajduje? Władzę objął obóz konserwatywny, Polacy są bardzo podzieleni, rosną nierówności społeczne.
O to nam szło, aby każdy mógł wyrazić, co chce. Wybory decydują, kto rządzi. Ludzie długo czekali, aby cieszyć się owocami transformacji, ciężko pracowali. Podziały były zawsze. Ale gdybym poszedł do Balcerowicza z propozycją 500 plus, to wyrzuciłby mnie za drzwi. Uważał, że lepiej budować żłobki. Do ludzi przemawia jednak grubszy portfel. Niestety, jeśli będziemy nieroztropnie „rozdawać” pieniądze, a nie rozwijać państwo, nie wydostaniemy się z pułapki średniego rozwoju. Utkniemy na poziomie 70 proc. PKP średniej unijnej na osobę. Jakie jest wyjście? Powinien powstać ośrodek strategicznego myślenia o państwie, bo nasze państwo jest wciąż słabe. Instytucje nie nadążają za rozwojem ekonomicznym, bo brakuje myślenia o kraju w długiej perspektywie.

Wybory 4 czerwca. "Wygraliśmy wszystko, co było do wygrania"

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska