Oddział terapii odwykowej i detoksykacji przy Szpitalu Miejskim w Bydgoszczy. Jedyny taki oddział w regionie - tylko dla kobiet. 10 łóżek. Mało. Trzeba czekać w kolejce. Najmniej miesiąc. Dziś właśnie miały być przyjęte dwie kobiety. Niestety, za dużo wypiły - jedna ma 2 promile, druga - 2,27. Muszą spędzić dobę na oddziale wewnętrznym, pod kroplówkami. Minie alkoholowe zatrucie, zacznie się terapia. Zwykle trwa od czterech do ośmiu tygodni, zajęcia układa się według indywidualnego programu. Najpierw wywiad, a właściwie trzy wywiady - z pielęgniarką, lekarzem, terapeutą. I leki. Bez leków trudno znieść odstawienie. Człowiek drży, majaczy. Ma poty, wymioty, biegunkę. Serce tłucze się w piersi. Lęk nie pozwala zasnąć. Do tego te cholerne głosy, które masz w głowie. Ale są teraz dobre leki, można opanować i te głosy, i te sensacje w żołądku. Zajęć jest dużo, czasami od szóstej rano do dwudziestej.
- Zadają nam tematy, jak w szkole. Trzeba odrobić - mówią alkoholiczki.
Na przykład: Utrata kontroli nad piciem. Albo: Objawy głodu alkoholowego.
Najtrudniejszy temat: Rodzina. Zobaczenie siebie w roli matki.
W ubiegłym tygodniu w "Pomorskiej" pisaliśmy o pijanych kobietach, które rodzą pijane dzieci. Karmią je swoim mlekiem z promilami. Później, idąc do monopolowego, zostawiają dziecko w wózku na środku drogi. Albo zabierają na spacer i dziecko wypada im z wózka. Albo zasypiają pijane na kanapie, a dziecko wdrapuje się na okno - w ostatniej chwili łapie je policjant wezwany przez sąsiadów.
Kobiety na bydgoskim oddziale czytały ten tekst. Na głos. Przecież każdej z nich mogło się to przytrafić. Choć nie każda chciałaby się do tego przyznać.
- Jest w kobietach mechanizm dumy - tłumaczy Grażyna Wenda, terapeutka uzależnień. Mówią sobie: Jestem przecież lepszą matką niż inne. Albo: Jestem przecież lepszą alkoholiczką, piję tylko koniak
Coraz bardziej nieobecna
- Nie piłam w ciąży. To znaczy, nie piłam do ósmego miesiąca - mówi Ewa. Drobna, starannie ubrana, rzęsy nieprawdopodobnie długie, lekko pociągnięte tuszem, włosy modnie przycięte, rozjaśnione. Na odwyku trzeci raz.
Synek Ewy ma 1,5 roku. Ładnie mówi: ma-ma.
O tyle dobrze, że rodziła go na trzeźwo.
Bo są takie, że wypiją nawet przed porodem.
Albo takie, że nie orientują się, kiedy zaszły w ciążę. Dopiero gdy trafią na detoks, dociera do nich, że to już piąty miesiąc.
Ewa zaczęła pić, gdy miała 16 lat. Ale w domu alkohol był od dziecka. Ojciec uzależniony. Awantury. Wyzwiska. - On coraz bardziej pijany, mama coraz bardziej nieobecna. Uciekała w pracę. My z bratem w domu, niestety. Czułam się samotna. Picie było najpierw dla towarzystwa. Później więcej, i w ukryciu. Na koniec picie z ojcem. Wtedy łatwiej było go znieść.
Towarzystwo do picia, to nie są przyjaciele. Raczej, gdy kończą się pieniądze na wódkę, kończy się też towarzystwo.
Miłość? Pijącej kobiety nikt nie traktuje serio.
Ewa nawet nie chce wracać do tych imprez, po których film się urywa i nie wiadomo, czy ktoś coś z kimś, czy wszyscy za bardzo pijani. Szczególnie w akademikach dużo jest okazji do takiego balowania.
Ona trzy razy zaczynała studia. Raz ekonomię. Innym razem zarządzanie i marketing. Zaliczała tylko jeden semestr.
Gdy skończyła 22 lata, miała dość życia, picia. Wzięła leki, dużo leków. Szpital. Pięć dni bez przytomności. Później leczenie psychiatryczne, jak to po próbie samobójczej. Trzy miesiące na oddziale. Ale nawet wtedy nie skończyła z piciem.
- Można było ze szpitala wyjść po gazety, a kupić alkohol. Piłam pod wieczór, gdy na dyżurze był tylko pielęgniarz.
Nieśmiałe dla odwagi
Wojciech Kosmowski, który od lat leczy uzależnienia i kieruje bydgoskim oddziałem mówi, że ostatnio dużo się miesza: piwo, extasy. Wino, marihuana. Whisky, psychotropy...
Nasilają się choroby, są zaostrzenia. I muszą być oddziały dla ludzi z podwójną diagnozą: uzależnienie, schizofrenia. Albo: uzależnienie, depresja.
Mówi się, że kobieta pije, bo ma depresję. Mężczyzna ma depresję, bo pije.
Kobiety towarzyskie tłumaczą, że piją dla towarzystwa.
Nieśmiałe dla odwagi.
Cierpiące na bezsenność - na sen.
Zestresowane - na stres.
- Szuka się pozornie racjonalnych argumentów, żeby usprawiedliwić picie - mówi doktor Kosmowski. - To niebezpieczne, bo wtedy człowiekowi trudniej się przyznać, że ma problem. I trudniej coś z tym problemem zrobić.
Dużo łatwiej jest znaleźć okazję do wypicia. Każda jest dobra. Zdanie egzaminu, oblanie egzaminu. Podwyżka w pracy. Albo brak podwyżki. Zakochanie. Brak miłości. Pierwsza rocznica ślubu. 31 rocznica lądowania na Księżycu...
Matka pije, dziecko pije
- Prowadzi się badania, które próbują określić bezpieczną dawkę alkoholu. Ale są sytuacje, gdy żadna dawka nie wydaje się bezpieczna - mówi doktor Kosmowski. Na przykład nie ma bezpiecznego picia, gdy chodzi o dzieci i kobiety w ciąży.
Według sondażu sopockiej Pracowni Badań Społecznych co trzecia Polka w ciąży pije alkohol. A to ryzyko, że dziecko urodzi się z alkoholowym zespołem płodowym (FAS).
W USA co roku na świat przychodzi 40 tysięcy dzieci z FAS i pokrewnymi zaburzeniami (np. FAE - Fetal Alcohol Effects). We Francji i Anglii po 6 tysięcy. W Niemczech - ponad 2 tys. rodzi się z pełnoobjawowym FAS, a z niepełnoobjawowym - nawet 15 tysięcy. W Polsce trudno o takie statystyki. Na całym świecie przyjmuje się już jednak, że dzieci z FAS rodzi się więcej niż z zespołem Dawna. FAS zaczyna być wiodącą przyczyną chorób umysłowych - od chwili poczęcia cząsteczki alkoholu wypitego przez matkę przenikają poprzez łożysko do organizmu płodu, wszystkie narządy mogą ucierpieć, ale mózg cierpi najbardziej.
W ostatnim numerze "Charakterów" można wiele wyczytać o "z FAS-trygowanych dzieciach". Dorastają, ale nie do końca. W wielu sferach nigdy nie osiągną dojrzałości, będą miały kłopot ze skończeniem szkoły, wiecznie zmęczone, drażliwe, niedojrzałe emocjonalnie z trudem będą kontrolować swe zachowania. Takie dzieci zwykle nie potrafią nawiązywać prawidłowych relacji z rówieśnikami. Brak im dystansu, bywają natrętne, "lepkie" uczuciowo, nie potrafią właściwie odczytywać emocji innych ludzi. Często bywają agresorami lub ofiarami agresji. W dorosłym życiu trudno im o sukces. Łatwo o uzależnienie.
Uroczy, pijący
Ewa: - Najpierw piwko z koleżankami. Później wódka. A jak nie ma wódki, to wino. A jak nie ma pieniędzy, to wino marki wino. Wszystko jedno. Nie musi smakować.
Ona, po szpitalu psychiatrycznym, trafiła na oddział odwykowy koedukacyjny. 40 osób. Tam poznała Marcina. Starszy o siedem lat. Uroczy, wysoki, ciemny blondyn.
- Pije od 16 roku życia, jak ja - mówi Ewa.
Nie wiedziała, że może się zdarzyć taka miłość od pierwszego spojrzenia, od pierwszego spotkania w grupie terapeutycznej.
Będąc na odwyku nie powinni się spotykać, chodzić sami na spacery, bo regulamin zabrania. Więc te ich spotkania były trochę po kryjomu. Na początku fajnie, wzajemna motywacja, wspólne niepicie. Później - pogrążanie się, jedno zaczynało, drugie musiało dołączyć.
- Ja pękłam pierwsza - przyznaje się Ewa. - Wytrzymałam może dwa tygodnie. Bardziej skupiłam się na miłości niż na terapii.
Gdy trzy lata temu trafiła na odwyk do Bydgoszczy, na oddział kobiecy, wytrzymała bez picia dwa miesiące. Może by i wytrzymała dłużej, ale akurat Marcin wpadł w ciąg, więc tak im już jakoś razem pooszłoooo.
Pokolenie T
Profesor Janusz Czapiński, który zajmuje się psychologią zmiany społecznej, cyklicznie, z zespołem naukowców, przygotowuje Diagnozę Społeczną. Już w 2005 roku natknął się na gwałtowny wzrost zachowań autodestrukcyjnych, szczególnie wśród tych, którzy urodzili się w latach 1987-89. Ich dzieciństwo przypadło na okres zmiany ustrojowej, więc naukowcy nazwali je generacją transformacji - pokoleniem T. Okazało się, że w pokoleniu T prym zaczęły wieść dziewczęta. Przebijają kolegów w paleniu papierosów, więcej piją. Prof. Czapiński nazwał to zjawisko żeńskim tsunami.
- Dziewczęta chcą się upodobnić do chłopców, kobiety chcą dorównać mężczyznom - zauważa też doktor Kosmowski. - Chcą być akceptowane, uchodzić za "równe babki".
Ale za to równouprawnienie w piciu muszą dużo płacić, więcej niż mężczyźni.
- Kobiety mają mniejszą tolerancję na alkohol - tłumaczy doktor Kosmowski. - Jeżeli mężczyzna i kobieta w tym samym wieku, o takiej samej masie ciała, sięgną po taką samą ilość alkoholu, to mężczyźnie alkohol mniej zaszkodzi. Kobieta będzie miała większe stężenie, a z czasem szybciej dorobi się zapalenia wątroby, trzustki...
Przyjęło się uważać, że 600 litrów czystego alkoholu prowadzi do marskości. Dużo? Pozornie. Niektórym mężczyznom wystarczy 10 lat, by tyle wypić. A kobiety nawet nie muszą - często już po pięciu latach mają wątrobę do wymiany.
Na oddział detoksykacyjny trafiają ciężkie przypadki medyczne: marskość, cukrzyca, nadciśnienie, podwyższony cholesterol. Mieli kobietę w fazie terminalnej, jedynym ratunkiem byłby przeszczep wątroby, nie doczekała. Była w trzecim miesiącu terapii.
- Czasami naprawdę nie trzeba pić dużo i długo - przekonuje doktor Kosmowski. - Wystarczy o jeden drink za dużo.
Kiedyś, na izbę przyjęć trafiła dziewczyna. Młodziutka, wprost z imprezy, skarżyła się, że po drinku serce jej zaczęło bić szybciej. Okazało się: częstoskurcz nadkomorowy, 180 uderzeń na minutę.
Po długim piciu szkody zdrowotne mogą być nieodwracalne. - To jak blizna - przekonują terapeuci. - Nie zniknie.
Na oddziale w Bydgoszczy długo się o tym rozmawia z lekarzem. Ale są i rozmowy z księdzem, mają przywrócić ducha. Bo pijąc człowiek ubożeje i pod tym względem. Uciekają mu myśli, zainteresowania, przekonania. Matka chciałaby pójść z dzieckiem do kina, chciałaby dziecku poczytać. Ale nie ma do tego głowy, nie ma czasu. Pije.
Ponieważ życie pijaczki szybko staje się bezbarwne, trzeba pić jeszcze więcej, żeby pokryło się kolorem. I żeby nie czuć wstydu. Złości na siebie.
Często pijąca kobieta jest ofiarą przemocy. Mąż wyzywa, leje, ona nawet nie protestuje. Myśli, że taka musi być kara za bycie złą żoną, złą matką.
Przepita firma i działka
Ewa: - Trzy miesiące mogłam nie myśleć o piciu! I nagle to przychodzi. Czuję strach. Że aż w żołądku ściska. Boję się, bo wiem, czym to się skończy. Ale zaczynam. Piję pięć dni bez przerwy.
W takim ciągu człowiek nie wie, kiedy dzień, a kiedy noc. Czy coś jadł? Czy się umył? I co z dzieckiem?
Kiedyś piła z Marcinem na działce. Dobrze, że teściowie przyjechali, zabrali małego.
Czasami Marcin, jak nie jest za mocno napity, sam zawozi synka do dziadków. Ewa wie, że nie powinna go puszczać. Że nie wolno prowadzić samochodu po pijaku. Ale nie zatrzymuje. Niech jadą!
- Jeżeli nie kontroluje się picia, toi życia się nie kontroluje - mówi.
Pewnie mogliby mieć z Marcinem ładny dom - on się zna na budowlance, miał firmę. Raz w kościele nawet witraż zrobił.
Ale firma padła, działkę Marcin sprzedał. Jeździli wtedy z Ewą po hotelach, bawili się, było za co.
Gdy się zna tylko pijackie życie
- Młode kobiety trudniej leczyć - mówią terapeuci. - Nie można oprzeć się na osiągnięciach, powiedzieć: miałaś kiedyś sukcesy w pracy, miałaś majątek, szacunek. Zobacz, ile straciłaś.
Młode nie skończyły szkoły, bo piły. Nie zaczęły pracy, bo piły. Najchętniej zostałyby na garnuszku opieki społecznej. A jeszcze chętniej przeszłyby na rentę. Tylko że za samo uzależnienie od wódki nikt im renty nie da. Dlatego jest tak trudno leczyć młode, bo nie zdążyły mieć innego życia, poza życiem pijackim. Trzeba byłoby cofnąć czas, dać im szansę. Niechby skończyły szkołę. Niechby znalazły pracę.
Picie sprawiło, że zostały w startowych blokach.
Terapia ma te bloki zwolnić. Czasami udaje się, czasami nie.
Średnio w leczeniu kobiet z alkoholizmu skuteczność jest 40-procentowa.
Grażyna Wenda robiła niedawno badania w grupie tych, które opuściły bydgoski oddział - 62 proc. przez rok nie piło. Około 80 proc. pijących zaczęło pić mniej, krótszymi ciągami.
Ewa - która jest na odwyku już trzeci raz - planuje zająć się synkiem, skończyć studia z psychologii. Dopóki terapia nieskończona i nie trzeba wychodzić ze szpitala, można mieć nadzieję, że się uda. Później trzeba będzie mieć siłę.
- Tu jest azyl - przyznaje Ewa. A za drzwiami jest życie. - Każda się denerwuje przed wyjściem. Każda się zastanawia, jakie będzie to życie bez picia?
Tylko zakonnic nie było
Bydgoski oddział działa od siedmiu lat. Jedyna grupa zawodowa, której do tej pory na oddziale nie było, to siostry zakonne (choć na męskim oddziale bywają księża, bracia zakonni). Tu, na kobiecym bywają lekarki, prawniczki, ekonomistki. Kobiety superwykształcone. I bez wykształcenia. Intensywnie pracujące i bez pracy. Młode i stare (najstarsza po siedemdziesiątce). Zdarzają się bowiem tzw. późne uzależnienia - chce się zabić pustkę po przejściu na emeryturę, albo zapić tęsknotę za mężem, który zmarł.
Małgorzata Święchowicz
[email protected]