Należy ona do Krajowej Spółki Cukrowej. Jej pracownicy nie wykluczają zaostrzenia protestu.
- Brzeskiej cukrowni raczej nie da się już uratować. Wszystko wskazuje na to, że dziś, na posiedzeniu Rady Nadzorczej KSC, zapadnie ostateczna decyzja - mówi osoba związana ze spółką.
Zakłady są zbyt blisko siebie
Działające w Polsce koncerny, w wyniku unijnej reformy branży cukrowniczej, oddały niedawno 240 tys. ton swojego limitu produkcyjnego. Komisja Europejska poinformowała właśnie, że to jednak za mało. Oczekuje, że koncerny zrzekną się dodatkowo 150 tys. ton cukru. Krajowa Spółka Cukrowa będzie więc zmuszona ograniczyć produkcję o kolejnych 55 tys. ton, a tym samym zamknąć jeszcze jedną, po "Lublinie" i "Łapach", fabrykę.
- Najpewniej będzie to "Brześć", którego nieszczęściem jest m.in. to, że znajduje się w pobliżu wchodzącej na pełne obroty "Kruszwicy", w którą w ostatnich latach bardzo dużo zainwestowano. A poza tym jego limit to 63 tys. ton cukru - tłumaczy nam osoba współpracująca z KSC.
Wrócili niezadowoleni z rozmów
Z planami koncernu pogodzić się nie chcą pracownicy cukrowni w Brześciu Kujawskim, którzy w ubiegły wtorek rozpoczęli akcję protestacyjną. W piątek natomiast razem z plantatorami buraka cukrowego i burmistrzem Brześcia spotkali się w Toruniu z zarządem KSC. - Nie jesteśmy zadowoleni z tych rozmów. Nie dowiedzieliśmy się niczego konkretnego - mówią rozczarowani.
- Jeszcze niedawno spółka zapewniała nas, że wszystko jest w porządku, że nic nam nie grozi. A na początku marca przyjechało do fabryki dwóch panów z centrali KSC, by zrobić wycenę linii produkcyjnej i budynków, w których wytwarzamy cukier. Wiemy, że to pierwszy krok do zamknięcia naszego zakładu, bo dokładnie tak samo było niedawno w "Lublinie", który już poszedł pod nóż - twierdzą cukrownicy z Brześcia.
Argumenty zarządu nie do przyjęcia
W piątek w toruńskiej siedzibie KSC gościli także lokalni posłowie. - Odbyliśmy z zarządem spółki merytoryczną, męską rozmowę - twierdzi Marek Wojtkowski, poseł PO. - Jeśli w Krajowej Spółce Cukrowej przeprowadzony zostałby obiektywny audyt, który wskazałby, że cukrownia w Brześciu Kujawskim faktycznie jest najsłabsza i musi zostać zamknięta, pogodziłbym się z tym. Ale póki co, takiego audytu nie było, dlatego nie przyjmuję argumentów wysuwanych przez władze koncernu - dodaje.
Nie przyjmują ich także cukrownicy, którzy zastanawiają się nad zaostrzeniem protestu. - Po piątkowych rozmowach z zarządem jesteśmy załamani - przyznają. - Ale musimy otrząsnąć się i zacząć działać, bo co innego nam pozostało?
Przypomnijmy: cukrownia w Brześciu Kujawskim zatrudnia 153 osoby, współpracuje z nią także około 2 tys. plantatorów buraka cukrowego.