https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zapomniana malarka Elżbieta Śliwińska-Kapturkiewicz

JOLANTA ZIELAZNA [email protected]
Jedyny znany obraz Elżbiety Śliwińskiej, pochodzi ze zbiorów bydgoskiego Muzuem Okręgowego.
Jedyny znany obraz Elżbiety Śliwińskiej, pochodzi ze zbiorów bydgoskiego Muzuem Okręgowego. repr. wojciech wieszok
Co się stało z jej obrazami?
Państwo Kapturkiewicz krótko przed  wyjazdem do USA.
Państwo Kapturkiewicz krótko przed wyjazdem do USA.
Archiwum prywatne

Państwo Kapturkiewicz krótko przed wyjazdem do USA.

(fot. Archiwum prywatne)

W czyim domu zachowały się obrazy Elżbiety Śliwińskiej? Tak je podpisywała, choć po mężu nazywała się Kapturkiewicz. Malowała wiele, jej prace cieszyły się przed wojną dużym wzięciem.

Tylko trudno na nie natrafić. Bydgoskie Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego ma jeden, jedyny. Pejzaż bez tytułu, za to z wyraźną sygnaturą. Możemy go pokazać dzięki uprzejmości dyrektora placówki.

Przed wojną obraz św. Antoniego Murillego jej pędzla był w kaplicy św. Floriana przy szpitalu zakaźnym w Bydgoszczy. Nie wiadomo, co się z nim stało. Na pewno prace Śliwińskiej były również w wielu bydgoskich domach, bo - jak donosił "Dziennik Bydgoski" - jej prace cieszyły się dużym wzięciem.

O Elżbiecie Śliwińskiej-Kapturkiewicz próżno szukać informacji. Nie wiadomo, kiedy i gdzie się urodziła, ani kiedy zmarła. Tylko z zachowanych prasowych notatek można się dowiedzieć, że studia artystyczne odbyła w Monachium, Dreźnie i Krakowie, odbyła podróż po Francji, Włoszech i Szwajcarii, a "ostatnio przebywała w Berlinie ciesząc się wszędzie zasłużonem uznaniem" - pisał "Dziennik Bydgoski" z 1926 roku przy okazji wyjazdu Kapturkiewiczów do USA.

Znana i ciesząca się sympatią
Jej losy stara się odtworzyć Barbara Chojnacka, szefowa działu grafiki w bydgoskim muzeum okręgowym. Przejrzała roczniki "Dziennika Bydgoskiego", skrzętnie wyłapując każdą wzmiankę o Śliwińskiej. Ustaliła, że malarka na pewno nie należała do przedwojennego Związku Plastyków. Choć popularna, malowała raczej amatorsko, ale uczestniczyła w kilku zbiorowych wystawach.

Z prasowych informacji wynika, że już na pierwszej, w 1919 roku "prace artystki cieszyły się wielkim pokupem". Potem była wystawa w grudniu 1920 roku na Polski Czerwony Krzyż, zakończona kilka tygodni później kiermaszem, na który "wspaniałą dekorację sali głównej i bocznych ubikacyj wykonano według planu miejscowej artystki malarki p. E. Śliwińskiej".

Dopiero w 1924 roku, przy okazji zbiorowej wystawy "Dziennik Bydgoski" pisze o "pracach znanej i cieszącej się sympatią w szerokich kołach naszego miasta artystki malarki pani Śliwińskiej-Kapturkiewicz".

Malowała pejzaże, portrety, ale była też kopistką. Podobno udaną. Barbara Chojnacka trafiła na ślad, który mówi, że Śliwińska zajmowała się też renowacją obrazów. Odrestaurowała ten w głównym ołtarzu w kościele w Osielsku.
Mąż - przedsiębiorca

Przedwojenne księgi adresowe Bydgoszczy wymieniają męża malarki, Władysława Kapturkiewicza, dopiero w 1923 roku. Kupiec mieszkał przy Konarskiego 4. Na początku 1924 roku ogłosił w "Gazecie Bydgoskiej", że otworzył dom handlowy "WUKA". Nie tyle sprzedawał towary, ile zajmował się "zastępstwem pierwszorzędnych firm krajowych i zagranicznych", dostarczał też "informacje we wszelkich sprawach handlowych".

I niewiele więcej byłoby wiadomo o malarce i jej mężu, gdyby nie ich chrześniaczka, Irena Kucharska. Jej rodzice byli zaprzyjaźnieni z Kapturkiewiczami. - To nie byli żadni krewni - zaznacza Irena. - Ojciec u nich wcześniej pracował. Przed teatrem na Focha mieli rozlewnię wina. Albo piwa. Tego pani Irenka już dokładnie nie wie.
Krótko po chrzcinach Kapturkiewiczowie popłynęli do USA, wrócili po czterech latach.

Salon na trzecim piętrze
Pani Irena jako mała dziewczynka pamięta swoich chrzestnych, wiele spraw jej wtedy nie interesowało. Pamięta jednak, że po powrocie ze Stanów małżeństwo zamieszkało w kamienicy na rogu Focha i Gdańskiej, na trzecim piętrze. - Na dole, tam jeszcze nie było arkad, wujek miał kolekturę i lodziarnię-cukiernię - pamięta pani Irenka. - A mieszkanie było piękne. Pamiętam niebieskie meble ze złoceniami w salonie, balkon wychodzący wprost na kościół klarysek. Ciocia w tym pokoju malowała. Widzę jak dziś: otwarty balkon, biją dzwony, ona maluje i śpiewa. Często mnie zabierali na spacery, kupowali a to sukienkę, a to buciki, wszystko takie wyszukane.

Później, prawdopodobnie pod koniec lat. 30., przeprowadzili się na Konarskiego 11. Okna mieszkania wychodziły na park i "Potop". Elżbieta dalej malowała. - Namalowała portret Kapturkiewicza, piękny był, jak żywy! - do dziś zachwyca się pani Irena. - Duży obraz, wisiał na dwuskrzydłowych drzwiach. Na parterze Kapturkiewicz prowadził prywatną szkołę handlową. Uczył w niej maszynopisania, języków obcych. Irena, kilkunastoletnia już dziewczynka, też tam się uczyła. Nie za długo, bo wybuchła wojna.

Wyrzuceni na Długą
Niemcy wyrzucili Kapturkiewiczów z eleganckiego mieszkania. - Dostali malutkie mieszkanie po Żydach, na Długiej, blisko Jana Kazimierza. Wąskie wejście, wąski niedoświetlony korytarz na I piętrze. Byłam tam tylko raz, mama w wojnę nie chciała mnie samej puszczać przez całe miasto. Ciocia leżała na kanapie, przykryta własnym futrem. Jest bardzo prawdopodobne, że Władysław Kapturkiewicz nie przeżył wojny. Jego żona - tak. Irena Kucharska widziała ją później raz. - Na Gimnazjalnej szła z kaneczką po mleko. To było zaraz po wojnie, 1947 lub 1948 rok.
Jedynymi pamiątkami po Śliwińskiej dla Ireny jest zdjęcie chrzestnych zrobione przed wyjazdem do Stanów i wpis do pamiętnika. Obraz, który jej podarowali, niedokończony pejzaż, wydała w prezencie.

Mają państwo w domu obraz Elżbiety Śliwińskiej? Wasi krewni uczyli się w ich szkole? Możecie uzupełnić wiedzę o tej zapomnianej bydgoskiej malarce? Czekamy na informacje: 0- 53 32 63 139.

Serdecznie dziękujemy dyrekcji Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy za umożliwienie zreprodukowania obrazu Elżbiety Śliwińskiej.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska