Tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Teatralny "Kontakt" rozpocznie się 23 maja. Podobnie jak w ubiegłych latach toruńska publiczność zobaczy 14 przedstawień. Jak zwykle znakomitą większość stanowią widowiska z zagranicy. Tym razem przyjadą do nas zespoły z 9 krajów, a w programie znajdą się 4 spektakle z Polski.
Zabójczy kurs euro
Budżet "Kontaktu" od kilku lat jest niezmienny - to 1,5 mln zł. 665 tys. zł pochodzi z Urzędu Marszałkowskiego, 450 tys. zł z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a niewiele ponad 200 tys. z Urzędu Miasta. Resztę dołożyli sponsorzy, drobną część końcowej kwoty stanowią również wpływy z biletów. Pozornie wszystko jest więc, jak zwykle, jednak - jak przyznaje Jadwiga Oleradzka - w tym roku organizatorzy musieli namęczyć się dużo bardziej, by na tydzień Toruń stał się miejscem dialogu teatrów ze Wschodu i Zachodu.
- Zapraszanie zagranicznych przedstawień bezpośrednio wiąże się z kursem euro, a ten jest o ponad złotówkę wyższy niż przed rokiem - mówi dyrektor Teatru Horzycy. - Z prostego rachunku wynika więc, że zamiast 900 tys. zł mamy w tym roku nieco ponad 700 tys. zł, na przyjęcie teatrów. Na samym kursie walut straciliśmy niemal 60 tys. euro. Przeżyliśmy moment grozy - doszło do tego, że musieliśmy skreślać teatry, z którymi byliśmy dogadani lub przedstawienia duże zamieniać na małe.
Dlatego też większość spektakli na tegorocznym festiwalu będzie miało charakter kameralny. To z kolei wiąże się ze zmniejszeniem wpływów z biletów - większość przedstawień odbędzie się poza dużą sceną Teatru Horzycy, a więc w miejscach, które są w stanie pomieścić mniejszą liczbę widzów.
W Toruniu za ciasno
Brak pełnowymiarowej sceny jest kolejną bolączką toruńskiego przeglądu. - Cztery przedstawienia, na których bardzo nam zależało, odpadły, bo 8,30 m - czyli szerokość portalu naszej sceny to o 3-4 m za mało dla przeciętnego spektaklu ze Wschodu czy z Zachodu - dodaje Jadwiga Oleradzka.
Większość dużych czy nawet średniej wielkości widowisk nie mieści się nie tylko na deskach Teatru Horzycy, ale też (tym bardziej) w Od Nowie czy w hali Olimpijczyk, które użyczają swoich sal na potrzeby "Kontaktu". O tym, że oglądanie tam spektakli jest męką, widzowie festiwalu przekonali się już w czasie poprzednich edycji. Ratunkiem jest bydgoska Opera Nova. W tym roku zagości tam jedno z kontaktowych przedstawień - ale i to wiąże się z dodatkowymi kosztami. "Muszka owocowa" berlińskiego teatru Volksbühne, którą zobaczymy w Bydgoszczy, kosztowała organizatorów aż 170 tys. zł (honoraria, podróż i transport - bez hoteli).
- W naszym mieście powinna odbyć się bardzo poważna dyskusja na temat przyszłości "Kontaktu" - dodaje Jadwiga Oleradzka. - Z takimi pieniędzmi już dawno spadliśmy do drugiej ligi, a z takimi salami spadamy do trzeciej lub czwartej. Jeżeli się to nie zmieni, "Kontakt" nie będzie się już rozwijał, a jedynie będzie się skracał. Być może w perspektywie trzeba będzie przemyśleć organizowanie tego festiwalu raz na dwa lata.