Kilka tygodni temu spółka "Polskie Pierogarnie" wysłała do podobnych lokali w całym kraju pismo z żądaniem zaprzestania używania nazwy "pierogarnia". Dokument dotarł także do "Pierogarni Bydgoskiej", o czym pisaliśmy 1 kwietnia w artykule "Pierogowa wojna ze stolicą. Warszawiacy każą zlikwidować bydgoskie pierogarnie".
Warszawska firma powoływała się na wyłączność do wykorzystywania określenia "pierogarnia" otrzymaną od Urzędu Patentowego, a w przypadku zignorowania wezwania zagroziła bydgoskiej restauracji sądem.
- Minęło kilka tygodni, cały czas funkcjonujemy pod swoją nazwą i nie otrzymaliśmy żadnego wezwania do sądu - zapewnia Wojciech Stawujak, menedżer lokalu i dodaje, że warszawska firma nie odpowiedziała także na pisma z Bydgoszczy domagające się wyjaśnień absurdalnych żądań.
Za takie bowiem uznają je właściciele "Pierogarni Bydgoskiej". Dlatego restauracja nie zamierza zmieniać nazwy, a idzie w kierunku wręcz odwrotnym. - Przy pomocy rzecznika patentowego, przygotowujemy się do zastrzeżenia znaku towarowego "Pierogarnia Bydgoska" - mówi Wojciech Stawujak.
Dzięki temu restauracja nie tylko zabezpieczy się przed podobnymi problemami w przyszłości, ale także przed nieuczciwą konkurencją, która chciałaby działać, podrabiając jej nazwę.
