Dwa tygodnie temu Stanisława Zawadzkiego zelektryzowała powtarzana w mediach wiadomość: W lesie niedaleko Obrowa znaleziono ludzkie szczątki, należące prawdopodobnie do młodej kobiety. Obrowo leży zaledwie 20 km od Kikoła, przy tej samej drodze nr 10 z Torunia do Warszawy.
- Odzieży nam nie pokazano, tylko pierścionek, ale nie pamiętam, czy córka taki miała. Któryś z policjantów powiedział jednak, że ofiara miała czerwoną bluzkę, a jak Asia zaginęła, miała na sobie czerwony polar. Zgodziliśmy się na badania DNA, czekamy - mówi z nadzieją Stanisław Zawadzki.
Prokurator Maciej Rybszleger z Prokuratury Toruń Wschód nie kryje, że resztki odzieży, znalezione przy szczątkach, nie nadawały się do okazania komukolwiek. Trzeba je oczyścić, wysuszyć.
Joasia powiedziała: "Zaraz wracam". Pocałowała bawiącą się z dziadkiem malutką córeczkę i poszła do koleżanki mieszkającej w sąsiednim bloku. Nigdy nie wróciła.
W lutym 1997 r., zaledwie tydzień po zaginięciu dziewczyny, jako pierwsi opublikowaliśmy jej zdjęcia. Towarzyszyliśmy rodzicom podczas wizyt u jasnowidzów. Już wtedy sugerowali, że córka państwa Zawadzkich nie żyje.
O poszukiwaniu Joanny 12 lat temu informowały gazety codzienne i kolorowe tygodniki. Jej zdjęcia pojawiały się w telewizyjnych programach. Później sprawa przycichła, ale nie dla nas. Wciąż wracaliśmy do Kikoła, ostatnio w lutym tego roku, by pomóc rodzinie, która do dziś nie wie, co stało się z najbliższą im osobą.
Więcej o tej sprawie w czwartkowym papierowym wydaniu Gazety Pomorskiej...