Od 28 lipca do 2 sierpnia mieszkańcy regionu mieli okazję obejrzeć 16 zespołów z kraju i zagranicy, w tym tak egzotyczne, jak z Kolumbii, Ekwadoru czy Armenii. Niepowtarzalny urok takiego spotkania kultur to jedno, a problemy - to drugie.
Jak wyznaje dyrektor festiwalu Marek Czarnowski, kłopot numer jeden to pieniądze, o czym mówi się od lat. Zespół "Krebane" wraz ze swoimi partnerami co roku podejmuje gigantyczny wysiłek, by zdobyć finanse, ale zawsze jest za mało.
- Marzyło się nam na przykład, żeby na jubileusz piętnastolecia zrobić może nie jakieś jakieś lasery, szmery, bajery, ale bogatszą oprawę - mówi Czarnowski. - Może jakieś wydawnictwo, więcej imprez towarzyszących, jakąś gwiazdę, ale nie udało się nam tego dopiąć.
A na dodatek zdarzają się takie niespodzianki, że Ormianie dopiero dziś wylecą z Polski i przecież nie można było ich zostawić na łaskę losu. A to są kolejne koszty. Wśród organizatorów panuje przekonanie, że trzeba zmienić formułę festiwalu, by co roku nie było wyszarpywania zewsząd środków, a na dodatek bardzo stresujące jest to, że o przyznanych dotacjach dowiadują się oni w czerwcu...
Martwi też co innego - poziom występujących zespołów. Czarnowski jest zdania, że sprawą pilną jest powołanie rady artystycznej, która zajęłaby się weryfikacją. Bo oprócz zespołów rewelacyjnych, takich jak np. Kolumbia czy Serbia, znalazły się niewypały - np. Węgry czy Ukraina, która może sprawdziłaby się na innym festiwalu.
- Będziemy musieli ostro egzekwować regulamin - twierdzi Czarnowski. - Nie chcemy na festiwalu zespołów dziecięcych i takich, które wykorzystują muzykę mechaniczną.
I nie ma też sposobu na to, żeby zapewnić zespołom więcej spotkań przyjacielskich po występach, o co upominali się Kolumbijczycy.
Czyli jest o czym myśleć.