
(fot. Fot. Jarosław Pruss)
Kolej nie ma pieniędzy na stosowanie specjalnej farby antygraffiti na bydgoskich stacjach.
Jakie są stacje kolejowe w Bydgoszczy, każdy widzi. A najdokładniej - sami mieszkańcy ich okolic i podróżni.
- Brud, niedbalstwo i wszechobecne malowidła graficiarzy, którzy mają się za artystów - mówi pan Eryk Śmigielski z Fordonu. - Przykładów nie trzeba szukać daleko. Żal serce ściska, gdy widzę wyremontowany budynek dworca w Brdyujściu, który już dwa dni po remoncie został zabazgrany napisami. Szkoda gadać.
Koszmar w sprayu
W zarządzie PKP Oddziale Gospodarowania Nieruchomościami w Bydgoszczy zapewniają, że problem wszechobecnego graffiti jest odczuwalny na kolei.
- Wandali niestety nie da się upilnować - wyjaśnia Dominik Furman, dyrektor bydgoskiego OGN PKP. - Zdaję sobie z tego doskonale sprawę. Robimy, co możemy, by nasze stacje wyglądały w miarę estetycznie. W ubiegłym roku wyremontowaliśmy dworzec Bydgoszcz Leśna, w tym - Bydgoszcz Brdyujście.
Kasa idzie w... szorowanie
Furman dodaje, że remonty kosztowały ponad 300 tys. zł.
- Te wysiłki idą jednak na marne - twierdzi dyrektor. - Próbowaliśmy już nawet zamalowywać napisy graffitti specjalną farbą, z której można zmywać malowidła. Nawet jednak kilkukrotne zmycie kolejnych bazgrołów ze ściany robi niewielkie wrażenie na autorach tych rysunków. Zazwyczaj potrzeba było około dziesięć razy szorować pomazany mur, by graficiarz się zniechęcił.
Szansa w monitoringu
Dworzec Bydgoszcz Główna jest monitorowany przez kamery. To jednak niewiele daje, bo na ścianach podziemnego tunelu prowadzącego na perony wciąż pojawiają się nowe napisy. Wyjściem z sytuacji byłoby wpięcie systemu kamer w monitoring miejski. Wtedy kolej mogłaby liczyć na szybsze interwencje straży miejskiej i policji.
- Ten pomysł już się pojawił. Jak na razie, nie doszło jednak do żadnych deklaracji - tłumaczy Furman. - Mam nadzieję, że osiągniemy w tej sprawie porozumienie z ratuszem.