Dwie socjolożki z Torunia: Katarzyna Stadnik i Anna Wójtewicz, przeprowadziły badania w polskich gimnazjach. Rozmawiały z wieloma nastolatkami, a wyniki swojej pracy opublikowały w książce "Anielice czy diablice". Rezultaty badań są niepokojące. - My same zaczynałyśmy nasz projekt nie do końca przekonane - przyznaje Anna Wójtewicz. - Bo wiadomo: różne rzeczy się słyszy. Ale okazało się, że spacer po korytarzu gimnazjum jest jak egzotyczna przygoda.
Z książki toruńskich badaczek wynika jasno: stereotyp "niewinnej dziewczynki" niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Współczesne gimnazjalistki są tak samo agresywne, jak ich koledzy. Tyle że złość dziewcząt rzadko kończy się bójką. - Dominuje agresja nie wprost - wyjaśnia Katarzyna Stadnik. - Prowokacja, manipulacja, agresja słowna. Walka fizyczna to ostateczność, chociaż zdarza się częściej niż myślimy. Jednak cała sztuka w tym, żeby zdobyć swój cel, ale nie narazić siebie.
Przykład? "Gdy gram w kosza i jestem zła, zabieram jej piłki albo robię wszystko, żeby to ona mnie faulowała. Żeby to była jej wina." - przyznaje wprost jedna z pytanych gimnazjalistek. To inteligencja makiaweliczna. Można ją zaobserwować nawet u małych dziewczynek. - Wystarczy przyjrzeć się zabawie w chowanego - mówi Anna Wójtewicz. - Chłopiec zobaczy kolegę i od razu pobiegnie go "zaklepać". Dziewczynka uda, że nie widzi - żeby zabawa trwała dłużej i żeby wszyscy byli zadowoleni. Bo ważna jest grupa. Podobnie w gimnazjum: przynależność do grupy jest konieczna. Kto się nie dostosuje - ginie. Nastolatka może być "szarą myszką" - akceptowaną przez koleżanki i ignorowaną przez chłopców - albo "panienką". Umiejętne dostosowanie się to połowa zwycięstwa.
W szkole są agresywne: wyzywają od dziwek, plotkują, szantażują. Stają się lolitkami, bo nie radzą sobie z własną seksualnością. Ale w domu gimnazjalistki zmieniają się z powrotem w grzeczne córeczki tatusia. - To jest rzeczywistość schizofreniczna - wyjaśnia Anna Wójtewicz. - Cały dramat polega na tym, że one nie wiedzą, w którym momencie są sobą. Malują się w drodze do szkoły, przed wejściem do domu zmywają makijaż. Są bardzo sprawne w przechodzeniu z roli do roli. A rodzice nie wiedzą, w jakim świecie żyją ich dzieci. Dziwią się: "Moja mała 15-letnia dziewczynka pobiła koleżankę? Takie dziecko?"
Pedagodzy też sobie nie radzą. Nauczycielka z wieloletnim stażem, widząc nastolatkę ubraną "jak z dyskoteki" każe jej iść do toalety i zmyć makijaż. - Wygania ją i upokarza przed klasą - tłumaczy Katarzyna Stadnik. - Dziewczyna wraca z rozmazanym tuszem, czerwoną twarzą i od razu staje się obiektem szykan. Agresja narasta. W Stanach Zjednoczonych zajmują się tym profesjonalni terapeuci. Agresja dziewcząt to przemilczany obszar. Nasze badania to dopiero początki. Czy więc zwykłe "dziewczynki" jeszcze istnieją? - Tak - odpowiadają autorki książki. - Ale bardzo trudno je rozpoznać.