Jak podała "Gazeta Wyborcza", katowicki Urząd Kontroli Skarbowej sprawdził w ubiegłym roku na Śląsku 29 osób, które według oficjalnych rozliczeń podatkowych w ogóle nie zarabiały lub miały niewielkie dochody. A mimo to udzielały wysokich pożyczek lub wydawały miliony złotych.
Rekordzistką okazała się kobieta. Nigdzie nie pracowała. Nie przeszkodziło jej to jednak, by w ciągu pięciu lat wydać na różne inwestycje 13,7 mln zł. Podczas rozmowy z inspektorem przyznała, że zarabiała jako prostytutka. Miała hojnych klientów. Jeden z nich przez kilka lat zapłacił jej ponad 5 mln zł. Urzędnicy nie mogli tego potwierdzić.
- Praktycznie to niemożliwe, aby jedna osoba miała takie zarobki w seksbiznesie. Należy, więc podejrzewać, że wydawane przez nią pieniądze pochodziły także z innej, nielegalnej działalności - powiedział "Wyborczej" inspektor Krzysztof Abratański, dyrektor śląskiego zarządu Centralnego Biura Śledczego, które współpracuje z UKS. Urzędnicy skarbowi uznali, że prostytutka uzyskała dochód z nieujawnionych źródeł i nałożyli na nią 2,3 mln zł zryczałtowanego podatku.
Śląski wywiad skarbowy wraz z CBŚ i ABW tropi też gangi, które produkują fikcyjne faktury. Urzędnicy wraz z policją zatrzymali dwóch biznesmenów, którzy zakładali fikcyjne firmy na dowody bezdomnych. Za każdą podpisaną przez nich fakturę płacili 100 zł, a sami zarabiali tysiące.