www.pomorska.pl/bydgoszcz
Więcej informacji z Bydgoszczy na stronie www.pomorska.pl/bydgoszcz
Konto na które można wpłacać
Konto na które można wpłacać
Zgromadzenie Ducha Świętego
Al. Jana Pawła II 117
85-152 BYDGOSZCZ
PEKAO SA. I O. Bydgoszcz
81 1240 1183 1111 0000 1290 4365
z dopiskiem: "Adopcja na odległość"
Herold to sierota. Chociaż właściwie nie do końca. Ma mamę na odległość. W Bydgoszczy. Pani Ola ze Wzgórza Wolności płaci za jego naukę w szkole prowadzonej przez misjonarzy ze Zgromadzenia Ducha Świętego tysiące kilometrów stąd.
Edukacja trwa jakieś 7-8 lat. Rok nauki kosztuje 100 złotych. Obejmuje to lekcje, zeszyty, zakup odzieży, czasami dożywienie dziecka.
- Szukam więc rodzin w Polsce, które chcą ufundować edukację malgaskim dzieciakom - mówi pomysłodawca akcji ojciec Darek Marut.
50 osób w klasie

Mała Morisia tuli się o ojca Darka
(fot. Fot. Z archiwum misjonarza)
Szkoła bydgoskich misjonarzy jest w buszu. Jest w niej miejsce dla wszystkich: muzułmanów, protestantów, animistów. W jednej klasie uczy się 50 Malgaszy.
- Ja wiem, że to dużo jak na polskie standardy, ale tutaj w państwowych szkołach w jednej klasie jest nawet 150 dzieciaków. Siedzą na ziemi, bo w taki sposób zmieści się ich więcej. A u nas mają ławki - opowiada ojciec Darek Marut.
Jeden garnek na ryż, drugi na wodę

Zwykle na każdego przypada jeden komplet "odzieży". Troche inaczej rozumieją stwierdzenie: "Ja nie mam co na siebie włożyć"
(fot. Fot. Z archiwum misjonarza)
O Madagaskarze
* Państwo położone na wyspie Madagaskar w zachodniej części Oceanu Indyjskiego, u południowo-wschodnich wybrzeży Afryki.
* Liczba ludności: 20 mln
* Stolica - Antananarywa
* Języki urzędowe: malgaski, francuski i angielski
Źródło - wikipedia.pl
Bydgoski misjonarz ze Zgromadzenia Ducha Świętego ma 32 lata. Od 1,5 roku pracuje na Madagaskarze. Wraz z ojcem Michałem Apiecionkiem prowadzą szkołę. Łącznie z czterema filiami w terenie uczy się w niej ponad 2 tysiące uczniów.
I wszyscy bardzo biedni.
- Kiedy tam przyjechałem, to zobaczyłem dzieci, często głodne, brudne, bose, z poranionymi kolanami. Biedni są niezależnie od wyznania, od liczby osób w rodzinie. A wielodzietna zaczyna się powyżej dziesiątki dzieciaków. Osiem - to tutaj norma.
Ryż i cebula

Odświętnie... - Dzieci, które chodzą do szkoły szybko zaczynają bardziej o siebie dbać - mówi ojciec Darek
(fot. Fot. Z archiwum misjonarza)
O Madagaskarze - pogrzeb
Religie się przenikają. - Najpierw my święcimy ciało zawinięte w płótna, potem oni je grzebią. To smutna ceremonia. Ale po 7-8 latach wykopują szczątki, myją je, chowają w małą trumienkę i wtedy dokonujemy drugiej części pogrzebu. Jest msza, modlitwa przy rozkopanym grobie. I to jest dla nich radosna okazja. Tańczą żegnając zmarłego do lepszego świata - opowiada Dariusz Marut.
Chaty są z bambusa obłożonego gliną. Na ziemi jest mata z trawy, na której śpi cała rodzina. Mają jeszcze jeden garnek do ryżu, drugi - mniejszy - do wody, jeden kubek do picia i zwykle każdy po jednym komplecie odzieży. Na nogi najwyżej klapki gumowe za złotówkę.
Żyją z uprawiania ryżu i cebuli. Tylko to tutaj rośnie, a i tak trzeba non-stop podlewać. Dochód na taką rodzinę, to w przeliczeniu ok. 120 zł na miesiąc. Wystarczy na dwa worki ryżu. No to go jedzą. Codziennie. I tylko to. Zalewają wodą ugotowaną z liśćmi.
100 zł za rok nauki? To śmieszna kwota!

Na misji bakuje też książek, nawet słowników malgasko-francuskich
(fot. Fot. Z archiwum misjonarza)
Trudno się dziwić, że nie stać ich, by posłać dziecko do szkoły.
- Po pierwsze wolą, żeby dzieciaki zostały w domu i dbały o uprawy. Po drugie - nie mają pieniędzy na szkołę. Bierzemy za naukę opłaty, bo sami musimy zapłacić nauczycielom.
I właśnie stąd pomysł "Adopcji na odległość". - Kiedy rok temu ruszyłem z akcją, od ręki znaleźli się chętni, by zapewnić naukę dla 30 dzieciaków.
Pokochali Sedirka od razu
Nie widzieli na żywo swoich adopcyjnych rodziców
(fot. Fot. Z archiwum misjonarza)
O Madagaskarze - animiści
- Animiści, czyli wyznawcy kultu przodków, wierzą w zabobony. Mają tzw. tromby, czarownice, które nimi manipulują. Biorą pieniądze w zamian za załatwienie bezpieczeństwa od złych duchów. Zdarzają się nawet otrucia, żeby zastraszyć całą wioskę. Policja? Policjanci też się boją. Wierzą, bo się boją - zaznacza misjonarz
Wśród pierwszych była Jolanta Leszkowska.
- Co to jest 100 złotych rocznie?! Na taki cel! Ja nie należę do zamożnych, ale dla większości z nas to nie jest przecież problem odłożyć miesięcznie niecałe 10 złotych, żeby gdzieś na drugim końcu świata dać szansę rozwoju jakiemuś dziecku - mówi.
Kiedy tylko się zdecydowała i wpłaciła "czesne" za pierwszy rok nauki, od razu dostała pakiet informacji o "adoptowanym" dziecku.
- Ma na imię Sediry. Ale my na niego mówimy nasz Sedirek. Dostałam jego zdjęcie. Zaraz je powiększyliśmy i powiesiliśmy na ścianie. Cała nasza rodzina od razu go pokochała.
Placek od Herolda
- Ze 100 złotych, które wpłacam na rok - Herold ma nie tylko zapewnioną szkołę, ale zeszyty, komplet odzieży. Nie wiem, czy można lepiej wydać tyle pieniędzy - mówi pani Ola.
Kura dla rodziny w Polsce
To działa w dwie strony.
- Kiedy wyjeżdżałem do Polski, podszedł do mnie Herold i dał placuszek ryżowy mówiąc, żebym zabrał dla jego mamy w Polsce - dla pani Oli. Rodzice innego ucznia przynieśli żywą kurę. A proszę pamiętać, że oni taką kurę, mięso w ogóle, jedzą od święta, raz na kilka miesięcy. Taki gest! A ja musiałem ich przekonywać, że nie da rady, że przepisy, że mnie do samolotu z tą kurą nie wpuszczą.
Tęsknią
Nigdy się nie widzieli, nigdy ze sobą nie rozmawiali, a jednak między Malgaszami a Polakami tworzy się więź.
- Kiedy nauczyciel pyta ich o rodziców, to czasami pokazują zdjęcia tych z Polski. A kiedy raz zapytał: "Imię ojca? - I usłyszał "Ojciec Darek"! - ze śmiechem opowiada misjonarz.
Nic więc dziwnego, że tęskni za nimi. Odprowadzali jego i ojca Michała do autobusu całą gromadą.
- Wrócicie? - pytali uczniowie.
- Tak!
- Ale nie kłamiecie? - upewniali się.
- Dostałem SMS-a od jednej z sióstr, że dzieci przychodzą pod nasz dom, siadają i czekają. Pytają, kiedy wrócimy, a dokładnie - za ile niedziel.
Kiedy msza? Gdzie słońce?
- Tam się inaczej to wszystko mierzy. Dla nich czas to sprawa względna. Kiedy mówię, że msza będzie o godz. 8, to oni muszą wiedzieć, gdzie wtedy będzie słońce na niebie. Kiedy pytam, kiedy dziecko się urodziło, to słyszę: "A pamiętasz, to wtedy, kiedy cyklon przeszedł". A ja cyklonu nie pamiętam, bo jestem tam dopiero od półtora roku.
Od autorki
Narzekamy na sytuację w Polsce. Ale warunki, w jakich żyje większość z nas są nieporównywalnie lepsze od tych na Madagaskarze.
Ojciec Darek opowiadał nam, jak to na Madagaskarze, w buszu, gdzie prowadzi szkołę, jednego cukierka dzieci dzielą na siedem, czasem osiem osób.
- W taki zgrabny sposób każdy odgryza maleńki kawałek i podaje resztę innym - mówił misjonarz.
My możemy niewielkim wysiłkiem zapewnić im wykształcenie. Ale i oni mogą nas wiele nauczyć - choćby tego, jak dzielić się z innymi tym, co mamy. A może i zrozumieć, jak mamy wiele.
Weźmy te dzieci. Namawiamy do takiej adopcji. 100 zł to dużo i mało zarazem, ale myśl, że gdzieś tam w świecie daliśmy dziecku szansę na naukę - jest warta dużo więcej.