Ucieszyły mnie telefony do redakcji i komentarze na forum "Pomorskiej". Gorzka to jednak radość, bo rozmowy z oburzonymi Czytelnikami, jak i lektura postów dowiodły, że tak wiele osób (na szczęście nie wszyscy) nie zrozumiało, o czym naprawdę traktował komentarz pt. "Niedziela spod znaku krzyża".
Oto przykłady wybrane z internetowego forum:
"Szkoda, że pani dziennikarka nie jest obiektywna. Jestem zwykły żuczek i też uważam, że to nie jest miejsce na krzyż. Chyba, że to prywatna własność Kaczyńskich (Pałac)" - napisał ~dana~.
Albo: "Najwłaściwsze miejsce dla krzyża, to siedziba PiS. Będą mieli bliżej" - uważa ~hb~.
Ci, którzy dzwonili domagali się stanowczo, abym się opowiedziała, czy jestem za, czy przeciw krzyżowi na Krakowskim Przedmieściu!
Niedziela spod znaku krzyża - na gorąco komentuje Hanka Sowińska
Odpowiem, ale wpierw zadam kilka pytań: dlaczego nie zastanowili się Państwo nad tym, że prezydent-elekt, nie czekając na zaprzysiężenie, usuwa ślady poprzednika? Dlaczego swoją prezydenturę nie zaczyna od ogłoszenia realnego programu (wyborcze obietnice trzeba między bajki włożyć)? Dlaczego w sprawie krzyża rzecznik rządu (sic!) wywołuje narodową dyskusję? Jaki ma w tym cel?
O tym był wczorajszy komentarz, a nie czy krzyż ma stać, czy trzeba go stamtąd usunąć. Mogę zrozumieć, że sprawa budzi emocje, wolałabym jednak, aby - zabierając publicznie głos - dyskutanci nie przypisywali autorce tego, czego nie napisała.
Krzyż, postawiony w dniach żałoby, po jakimś czasie (podobno żałoba trwa tak długo, jak ją czujemy) powinni zabrać ci, którzy go tam ustawili. I to oni winni starać się, by trafił na Powązki lub do którejś z warszawskich świątyń.
Takie jest moje stanowisko.
Czytaj e-wydanie »