"Rząd nie jest od tego, by oceniać projekt konstytucji" - powiedział premier i ma rację. PO postuluje, by Sejm liczył 300 posłów, Senat 49 senatorów, a prezydent miałby tylko wręczać odznaczenia. Chodzi o wprowadzenie systemu kanclerskiego na wzór niemiecki. W dzisiejszym politycznym zamęcie to propozycja bez sensu.
Są w kraju o wiele ważniejsze sprawy. Polacy np. nijak nie mogą się dowiedzieć, ile wynosi rzeczywisty dług publiczny naszego państwa. Według rządu to 695 miliardów zł, czyli ponad 51 proc. PKB, w tym 220 mld długu zagranicznego. Ekonomista prof. Krzysztof Rybiński twierdzi, że to zadłużenie rośnie szybciej niż za czasów Gierka. Z kolei Janusz Jabłonowski, statystyk z NBP, upiera się, że do jawnego długu trzeba doliczyć tzw. ukryty, który sięga ponad 180 proc. PKB, czyli 3 biliony zł! To m.in. zaległe płatności w służbie zdrowia i systemie emerytalno-rentowym, których nie wpisuje się do oficjalnego zadłużenia. To jest dopiero temat do rządowej debaty.
Kto mówi prawdę? Dlaczego opozycja tonie w morzu tematów drugorzędnych? Siłą państwa jest przede wszystkim silna gospodarka, a nie potrząsanie zardzewiałą szablą.
Na szczęście premier zdyskwalifikował wczoraj Jacka Karnowskiego, kandydata PO na prezydenta Sopotu. Gdyby ten człowiek, z prokuratorskimi zarzutami na karku, znów kandydował - byłaby to kolejna klęska Platformy. Mniejszego kalibru aniżeli afera hazardowa, do dziś owiana tajemnicą, ale jednak klęska.
Udostępnij