Na początku września mała Marcelina zaczęła dojeżdżać gimbusem z Golejewa do oddziału przedszkolnego w Rzeszynie.
Nie zauważyła dziecka na siedzeniu
Więcej informacji z Mogilna znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/mogilno
Drugiego dnia dojazdów opiekunka zatrudniona przez szkołę, nie wysadziła dziewczynki pod szkołą. Nie zauważyła schowanej za siedzeniem trzylatki. Po rozwiezieniu wszystkich dzieci szkolny kierowca wrócił do Golejewa i tam zobaczył malucha. Odwiózł dziecko do Rzeszynka, do przedszkola. O incydencie nikt nie poinformowano rodziców dziecka. Agnieszka Kaizer o "przygodzie" córki dowiedziała się sześć dni później. Jak mówi to skandal, że nie poinformowano jej o zajściu.
Nagana bez dyskusji
- Jak to się stało, że opiekunka zostawiła dziecko w samochodzie? Gdzie była pani przedszkolanka? Czy nie zastanowiło jej, że po godzinie ósmej nie ma jednego dziecka? - mówi matka.
Pani, która pracuje w szkole i opiekuje się dziećmi podczas dowozów została przez dyrekcję ukarana pisemnie. Spytaliśmy dyrektor szkoły w Rzeszynku Wiesławę Maciejewską czy na tym sprawa się kończy. Usłyszeliśmy, że tak. Podczas telefonicznej rozmowy pani dyrektor nic więcej nie zechciała dodać.
Ale dla rodziny przedszkolaka na tym nie koniec. Agnieszka Kaizer zgłosiła sprawę na policję. Zapowiada pozew sądowy. Poinformowała też o incydencie kuratorium.
Poślą dzieci do innej gminy?
- Czuję się upokorzona jako rodzic. W tej szkole słowo rodzica nic nie znaczy - mówi. - Teraz mamy podpisywać deklaracje, że bierzemy odpowiedzialność za dzieci w czasie dojazdów. Dyrekcja unika konformacji z rodzicami. Jeśli tak ma być, to ja moje dziecko poślę do innej gminy, tam gdzie słowo rodzica się liczy.
Grażyna Leśniewska sekretarz gminy przyznaje: - Takie zdarzenie, że dziecko zostało w autobusie, nie powinno mieć miejsca. Nie ma tu żadnego tłumaczenia. Dlatego dyrektor szkoły wyciągnęła konsekwencje wobec opiekunki.
Tak nie powinno być
Jak mówi pani sekretarz wcześniej nie było skarg na opiekę podczas dowozów. Więc wpisanie nagany do akt jest karą wystarczającą. Agnieszka Kaizer ma inne zdanie.
- Rodzice skarżyli się już wcześniej. Były uwagi do pracy tej pani. Nie chcę, aby zwolniono ją z pracy w szkole. Ale nie powinna opiekować się dziećmi podczas dowozów.
Kto odpowiada za dziecko w czasie drogi do przedszkola spytaliśmy Marcina Piotrowskiego z bydgoskiego kuratorium. Jak usłyszeliśmy gmina nie ma obowiązku dowiezienia dzieci, które nie są objęte obowiązkiem szkolnym. Czyli nie musi podstawiać gimbusa dla przedszkolaków. Jeśli jednak już to robi, to bierze na siebie odpowiedzialność za każde przewożone dziecko.
Nawet najbardziej doświadczonemu opiekunowi trudno upilnować grupy maluchów. Mimo to żadne dziecko nie powinno się "zgubić" pracownikom szkoły. To co w tej sprawie najbardziej bulwersuje to fakt, że nikt nie miał odwagi, aby powiedzieć rodzicom o incydencie i od razu przeprosić.
Czytaj e-wydanie »