- Dyplom z konkursu ma pan przy sobie?
- Nie, pojechał już z rodzicami do Torunia.
- Na której ścianie zawiśnie?
- Raczej trafi na półkę wraz z innymi dokumentami, które mogą się jeszcze do czegoś przydać.
- Miał pan większy apetyt?
- Nie, ja naprawdę jestem zaskoczony, że udało mi się zajść tak daleko. Chciałem zagrać dobrze i pokazać się z jak najlepszej strony. I to się udało. Wygranie Konkursu Chopinowskiego nie było dla mnie celem życia.
Przeczytaj również: Julianna Awdiejewa zwyciężczynią XVI Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego, Paweł Wakarecy z wyróżnieniem.
- Już się pan otrząsnął ze stresu?
- Oczywiście, że napięcie towarzyszy człowiekowi w takiej sytuacji cały czas, ale starałem się odcinać od całego tego szumu. Ale na każdym etapie stawiałem sobie za cel zrobienie kolejnego kroku. Nie myślałem o tym, co będzie dwa kroki dalej.
Paweł Wakarecy podczas Konkursu Chopinowskiego. F. Chopin: Polonaise op. 44
- Pomiędzy występami wracał pan do Torunia. W domu łatwiej oderwać się od konkursowego napięcia?
- Wracałem do Torunia po pierwszym i po drugim etapie i to naprawdę wiele mi dało. W domu o konkursie nie rozmawialiśmy. Odsapnąłem, przespałem się w swoim łóżku, przejechałem na swoim rowerze po moim ulubionym lesie. To był dobry pomysł.
Przeczytaj też: Chopinistka Lidia Kozubek: wynik Konkursu Chopinowskiego jest przerażający.
- Teraz może pan spokojnie pograć w piłkę.
- No może nie całkiem, bo przede mną jeszcze sporo zajęć. Ale nie mogłem sobie darować i przed ogłoszeniem wyników poszliśmy pograć na salę w Warszawie.
- Pojawiły się propozycje koncertowe?
- Tak, nudzić się raczej nie będę, ale w planowaniu najbliższych miesięcy muszę wziąć pod uwagę również inne obowiązki. Wracam do Bydgoszczy, gdzie muszę skończyć studia. Czeka mnie praca nad nowym repertuarem związanym z egzaminami dyplomowymi.
- To już ostatni taki wielki konkurs w życiu?
- Szczerze mówiąc - mam taką nadzieję, bo konkursy to nie jest to, do czego jestem stworzony. To nie jest granie komfortowe, granie o jakie chodzi w muzyce. W czasie konkursu jesteśmy przez tysiące osób "rozbierani na czynniki pierwsze". Rolą pianistów jest występowanie na estradach koncertowych. O konkursach na razie absolutnie nie chce mi się myśleć.
- Będzie można posłuchać pana na płycie?
- Na razie muszę się ogarnąć. Na płytę przyjdzie jeszcze czas.
- Tegoroczny konkurs był przekazywany w nowoczesnym stylu, trochę jak MTV. To drażniło?
- Byliśmy przygotowani do tego, co zastaniemy. Wiem, że media trochę narzekały na nas - że się odcinamy. Ale uważam, że ta odrobina egoizmu była usprawiedliwiona. W kuluarach kłębił się wielki tłum dziennikarzy, a rozmowy z nimi nie są czymś, co pomaga podczas konkursu.
- Przesłuchał pan już swoje nagrania z koncertu?
- Jeszcze nie, ale zrobię to w celach dydaktycznych. Wiem, że nie zagrałem na 100 procent swoich możliwości, zabrakło trochę swobody, czułem strach przed każdym dźwiękiem, który wydobywam, bo miałem w świadomości, kto siedzi na balkonie. Na wykonanie wpływa milion różnych czynników, żaden człowiek nie jest w stanie zapanować nad nimi wszystkimi. Owszem, są szkoły, w których trenuje się pianistów jak maszynki do grania. Ale myślę, że na tym konkursie taka szkoła nie zwyciężyła.
Udostępnij