- Gdyby nikt nie oddawał szpiku, nie byłoby mnie tutaj - opowiada Jadwiga Świtała, która w ubiegłym roku miała przeszczepiony szpik. - Pomagając organizatorom akcji spłacam dług wobec mojego dawcy i wobec tych, którzy mu umożliwili zarejestrowanie się - dodaje.
Jadwiga Świtała chorowała na ostrą białaczkę szpikową.
- Moim dawcą był młody student z Niemiec - wspomina. - Chciałabym teraz pomóc innym chorym. Pierwszą osobą, którą namówiłam do zarejestrowania się, był mój syn.
Na widok kolejnych osób rejestrujących się w budynku filologii polskiej Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, uśmiech Jadwigi Świtały stawał się coraz szerszy.
- Przyszłam tutaj, żeby pokazać chętnym, że ich wysiłek ma sens. Jeśli uda mi się namówić choć jedną osobę, to już będzie sukces - zaznacza.
Wczoraj zarejestrowały się m.in. Marta Witkowska i Aleksandra Płotnicka, studentki Collegium Medicum.
- Miałyśmy praktyki na hematologii i onkologii dziecięcej, widziałyśmy chore dzieci. To było wstrząsające. Widziałyśmy też rozpacz rodziców maluchów, którzy mają przed sobą 2-3 miesiące życia, bo nie ma dawców - opowiadają. - Ludzie się boją. Żyją w przekonaniu, że np. oddawanie krwi powoduje schorzenia układu krwionośnego w podeszłym wieku. To bzdura! Nawet nasze koleżanki z grupy na studiach boją się igły i ukłucia - ubolewają.
Z rejestracją wiążą się obowiązki. Chętni do oddania szpiku powinni powiadamiać fundację o zmianach miejsca zameldowania, zawarcia małżeństwa, ciąży i przewlekłych chorobach.
- Muszę informować o zmianach urząd skarbowy, to mogę też zawiadomić fundację. Wydaje mi się, że to żaden problem - mówi Justyna Frańczak, która wczoraj się zarejestrowała jako potencjalny dawca.
Akcję zorganizowała fundacja DKMS.