Chodzi o umowy-zlecenie na prowadzenie kursów pływania. Zajęcia prowadzili pracownicy MOSiR-u, ale umowy mieli podpisywać studenci.
W ten sposób ośrodek nie musiał płacić za swoich pracowników składek na ubezpieczenie zdrowotne, społeczne i fundusz pracy, a studenci dostawali zwrot podatku.
Na taki układ zgodziło się 11 etatowych ratowników. Utrzymywali, że nakłonili ich do tego ich przełożeni.
Prokuratura zarzuca dyrektorowi i kadrowej MOSiR-u nakłanianie do fałszowania dokumentów i oszukiwanie ZUS, który stracił przez cały proceder ponad 13,5 tys. zł. Śledczy twierdzą, że do oszustw dochodziło od 2004 roku.
Żadne z dwojga oskarżonych nie przyznało się w sądzie do winy. Janina G. zdecydowała się odpowiadać na pytania swojego obrońcy.
Przeczytaj też: Po kontroli PIP w toruńskim MOSiR-ze: były znamiona mobbingu.
- Nie wiem, kto kazał ratownikom sporządzać umowy-zlecenie na nazwiska studentów - wyjaśniała w sądzie kadrowa. - Nikt z przełożonych nie sugerował zawierania takich umów. Nie wiem nawet, kto prowadził kursy pływania, bo na co dzień nie bywam na żadnych z miejskich basenów. Ale nigdy nie było żadnych przeszkód, żeby takie kursy prowadzili etatowi ratownicy MOSiR-u.
Kobieta podkreślała także, że od dawna jest w ostrym konflikcie z Sergiuszem J., jednym z pokrzywdzonych ratowników, byłym szefem związku zawodowego, który ujawnił aferę w MOSiR-ze. Janina G. twierdziła, że była przez niego szantażowana, ponieważ jako kadrowa wręczyła mu naganę.
Odmówiła mu też wydania dokumentów płacowych wszystkich pracowników. "Ja i tak panią załatwię, ja pani pokażę" - miał wówczas jej zdaniem powiedzieć Sergiusz J.
Kadrowa twierdziła, że pozostali ratownicy również żywią do niej niechęć. Paweł D. miał mieć do niej żal za to, że nie wypłaciła mu dofinansowania z funduszu świadczeń socjalnych, a Artur K - za to, że wręczyła mu wypowiedzenie. - Może i byłam przy tym niegrzeczna, ale nie powiedziałam wówczas nic nieprawdziwego - zaznaczała Janina G.
Z kolei Tomasz K., kolejny ratownik, miał być zły na kadrową, bo wręczała mu naganę. - Traktował mnie jak śmiecia - mówiła w sądzie Janina G.
Aleksander D. odmówił składania wyjaśnień podczas rozprawy.
Dziś na basenie przy ul. Bażyńskich kursy pływania prowadzą ratownicy, którzy założyli w tym celu spółkę. Na basenie przy ul. Hallera takie kursy prowadzą - na umowę-zlecenie - etatowi ratownicy MOSiR-u.
W ten sposób zdaniem śledczych dyrektor i kadrowa oszukali ZUS na ponad 13,5 tys. zł. Żadne z dwojga oskarżonych nie przyznało się w sądzie do winy. Dyrektor odmówił składania wyjaśnień. Kadrowa zapewniała, że nie miała pojęcia o procederze. Podkreślała też, że była w ostrym konflikcie z pokrzywdzonymi ratownikami. Za fałszowanie dokumentów może grozić do 2 lat więzienia.
Udostępnij