Rzecz działa się wczoraj nad ranem w Oldrzyszowicach (gimna Lewin Brzeski). Mąż 34-letniej kobiety chorej na raka zauważył, że żona nie daje żadnych oznak życia. Zrozpaczona rodzina chciała wezwać lekarza, który stwierdziłby zgon. To co się jednak działo poźniej przerosło oczekiwania nie tylko rodziny, ale też policji i prokuratury.
Więcej informacji z kraju przeczytasz na stronie www.pomorska.pl/krajswiat
Najpierw rodzina zadzwoniła na pogotowie. Odesłano ją jednak do lekarza pierwszego kontaktu, ponieważ jak tłumaczono pogotowie jeździ tylko do żywych, a nie do martwych. Rodzina zwróciła się więc do przychodni w Opolu, do której nalażała kobieta. Tam usłyszeli, że nikt tak daleko nie pojedzie. Kazano im szukać lekarza na terenie gminy. Żaden lekarz z gminy nie chciał się zgodzić. Tłumaczyli, że to nie ich pacjentka.
Lekarze z bydgoskiego "Biziela" przeprowadzają unikatową operację żuchwy [zdjęcia]
W końcu rodzina wezwała policję. Funkcjonariusze, a potem nawet prokuratura, zaczęli wydzwaniać do lekarzy. Bez efektu.
Szef lewińskiej policji nie wytrzymał, wsiadł w samochód i pojechał do Brzegu szukać na własną rękę lekarzy. I udało się - zlitował się wiceszef szpitala. Komendant przywiózł go do zmarłej w południe.
Czytaj e-wydanie »