Grudziądz: podtopienia na Ul.Samborskiego
www.pomorska.pl/grudziadz
Więcej informacji z Grudziądza znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/grudziadz
Nic nie wskazywało na to, że ludziom i ich dobytkom grozi niebezpieczeństwo.
- Jeszcze dzień wcześniej wszystko było dobrze. Nawet małej kałuży nie było na ulicach - mówi Ryszard Maślanka, grudziądzanin z ulicy Samborskiego.
Sytuacja kompletnie zaskoczyła mieszkańców
Dopiero rano ludzie przekonali się co się dzieje.
- Wstaliśmy do pracy i przeżyliśmy ogólny szok. Patrzymy: mamy jezioro w domu. Nogi z łóżka prosto do wody włożyliśmy - relacjonuje pan Ryszard. - Pomieszczenia zalało na około 30 centymetrów. Podłogi i meble są całkowicie zniszczone.
Wybijająca spod ziemi woda z pobliskiej rzeczki Rudniczanki oraz z jeziora zalała trzy domy, kilka podwórzy i piwnic na posesjach przy ulicach Samborskiego, Kantora i Kossaka. Uszkodzona została skrzynka energetyczna, ludzie zostali więc bez prądu. Nie mogli też wydostać się ze swoich domów bez wysokich kaloszy. Kilka ulic zostało odciętych przez zalany jedyny dojazd na osiedle.
Kilka pomp pracowało do wieczora
Na miejsce przyjechało sześć wozów Państwowej oraz Ochotniczej Straży Pożarnej. Strażacy wypompowywali wodę z domów piwnic oraz ulic osiedla z powrotem do Rudniczanki. Praca trwała nieprzerwanie do około godziny 17.
Dlaczego ludzi zalało?
- Już w ubiegłym roku majstrowano przy pobliskiej zastawce, która reguluje poziom wody w Rudniku. Spiętrzano jezioro, żeby je oczyścić. I doprowadzono do takiej sytuacji jaka jest! Dodatkowo doszła jeszcze niesprzyjająca aura i nieszczęście gotowe! - denerwuje się Jerzy Umerski z ulicy Kossaka, któremu zalało podwórze i piwnicę. - A ostrzegaliśmy! Trzymajcie niski stan wody w Rudniku! Nie posłuchano nas.
11 centymetrów zdecydowało o losie ludzi
Zarzuty odpiera szef Spółki Wodnej Jeziora Rudnik, która reguluje poziom wody w zbiorniku: - Woda w jeziorze podniosła się tylko o 11 centymetrów. Ale my jej nie zatrzymywaliśmy. Bo jezioro nie jest zbiornikiem retencyjnym za zastawka to nie tama we Włocławku - mówi Zdzisław Paczkowski, przewodniczący spółki. - Nie mogliśmy więcej wody spuszczać z jeziora, bo zalalibyśmy ludzi za zastawką. Już w ubiegłym tygodniu mieszkańcy chcieli zlinczować naszych pracowników obsługujących śluzę, bo w czwartek zalewane były tereny poniżej zasuwy. Mi też zalało działkę. Taka jest natura. Podtopienia nie dało się uniknąć.
Czytaj e-wydanie »