- Chciano mnie zastraszyć - mówi szefowa "Solidarności" bydgoskich wodociągów. Jeździł za nią samochód firmy ochroniarskiej wynajętej przez pracodawcę.
O tym, że jest śledzona Ewa Kozanecka, starszy referent ds. inwestycji Miejskich Wodociągów i Kanalizacji, zorientowała się w grudniu minionego roku. To właśnie wtedy zauważyła auto, które "towarzyszyło" jej przez całą drogę z pracy do siedziby związku zawodowego.
Taka sytuacja powtarzała się dwa razy w tygodniu, w dniach działalności związkowej. - Byłam obserwowana przez miesiąc - twierdzi kobieta.
Według Ewy Kozaneckiej, śledzenie jej było efektem konfliktu pomiędzy związkowcami a pracodawcą.
O prześladowaniu szefowa "S" poinformowała policję. Maciej Osinski z Komendy Wojewódzkiej Policji potwierdza, że takie zgłoszenie wpłynęło 25 stycznia.
Tymczasem jeszcze w środę, do godziny 16, przedstawiciele MWiK nie kryli zdziwienia z powodu zarzutów.
Dopiero później na specjalnej konferencji prasowej okazało się, że Ewa Kozanecka była śledzona. - Nie wydałem nikomu takiego polecenia - zastrzega jednak Stanisław Drzewiecki, prezes MWiK.
Drzewiecki wyjaśnia, że wodociągi wynajęły firmę ochroniarską, której zlecono wytropienie osoby kradnącej na terenie zakładu paliwo. Na gorącym uczynku przyłapano wówczas pracowników MWiK-u. Zadanie ochrony miało się na tym zakończyć. Ale sprawa potoczyła się inaczej. - Jedna z pracowniczek działu kadr zleciła firmie śledzenie Ewy Kozaneckiej - kontynuuje Drzewiecki. - Zrobiła to bez mojej wiedzy. Tłumaczyła, że chciała sprawdzić czas pracy przewodniczącej "Solidarności".
Wiadomo już, że pracownica poniosła konsekwencje służbowe. Dostała naganę. Zabrano jej także trzymiesięczną premię.
Śledztwo w tej sprawie wszczęła bydgoska prokuratura.
Wyjaśnień domaga się również Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy.
Więcej szczegółów w czwartkowym papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej".
Czytaj e-wydanie »