Rozmowa z Łukaszem Juszczakiem, pełnomocnikiem prezydenta Bydgoszczy do spraw komunikacji rowerowej
- Jak Pan ocenia wypracowane porozumienie z ratuszem?
- Skłamałbym mówiąc, że źle. Traktuje je raczej jako eksperyment, bo mówimy przecież o nowatorskim modelu działania. Jako pełnomocnik mam bowiem swoją normalną pracę zawodową, a w ratuszu działam bez etatu. Za to wspiera mnie prężny, kilkunastoosobowy Społeczny Zespół Konsultantów ds. Komunikacji Rowerowej. Dlatego ciągle mówię MY, a nie JA.
- Eksperyment?
- We Wrocławiu takim pełnomocnikiem jest oficer rowerowy pracujący na etacie w zarządzie dróg. Podobnie jest w Gdańsku, ale już w Zielonej Górze pełnomocnik do spraw rowerowych jest wyłaniany w drodze konkursu dla organizacji pozarządowych. W naszym przypadku najważniejsze jest, że zostałem wybrany w ramach publicznej debaty i jako pełnomocnik mam wsparcie organizacji społecznych.
- Ratusz zapewnił Panu odpowiednie możliwości działania?
- Podobnie jak w innych miastach, mój zakres kompetencji jest bardzo szeroki. W poszczególnych miastach związane są one ściśle z realizowaną polityką rowerową: w Łodzi na przykład głównym zadaniem pełnomocnika jest realizacja zapisów Karty Brukselskiej, czyli rozwój transportu rowerowego według ściśle określonych zapisów.
- Bydgoszcz też ją podpisze?
- Tu może być problem, bo jesteśmy już mocno spóźnieni. Ale wzrost udziału transportu rowerowego i bezpieczeństwa jego użytkowników można przecież realizować według własnych celów. Będziemy dążyli do osiągnięcia jak najwyższych wskaźników. Założenia Karty Brukselskiej nie są dla nas celem, ale etapem na drodze.
- A są pierwsze założenia dotyczące Pana pracy?
- Na pewno podstawą będzie kwestia wprowadzenia standardów technicznych i wykonawczych infrastruktury rowerowej. Naszym zdaniem jest to absolutnie niezbędna sprawa, gdyż zwiększy kontrolę społeczną nad inwestycjami. Ponadto, jeśli projektant będzie znał normy i rozwiązania promowane przez miasto, to efekt jego pracy będzie ogromnym ułatwieniem dla wszystkich rowerzystów i innych niechronionych użytkowników dróg. To niuanse, o których normalnie nie myślimy, ale ważne jako element zarządzania jakością dróg rowerowych. A za nią przecież idzie zadowolenie użytkowników i konsekwentnie wzrost ich liczby.
- No a co poza standardami?
- W tym roku one są dla nas podstawą. Chcemy, żeby dotyczące ich zapisy były traktowane jako uzupełnienie przygotowywanego na zlecenie Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej studium transportowego. Mamy też pewne złożenia, ale musimy je jeszcze zweryfikować z finansowymi możliwościami miasta. Na pewno będziemy kontynuować wprowadzanie ruchu rowerowego pod prąd, na podobnej zasadzie jak na ulicy Ku Młynom, albo na ulicach zamkniętych dla ruchu. W tym drugim przypadku mówię o rozwiązaniu, jakie funkcjonuje na początkowym odcinku ulicy Gdańskiej.
Będziemy też myśleć o rozwiązaniach, które nie wymagają dużych nakładów inwestycyjnych. Obowiązkowo przyjrzymy się też jakości dróg rowerowych przy inwestycjach już realizowanych. W ciągu najbliższych tygodni dotrzemy do dokumentacji technicznych, dokładnie je przejrzymy, a w razie wątpliwości będziemy interweniować. No i cały promować turystykę i sport.
- Szykujące się zmiany w prawie pomogą w pracy pełnomocnika?
- Dla mnie stanowią oczywiście duży krok do przodu. I choć w mediach są różnie przedstawiane, to kierowcy nie powinni się ich obawiać. Wiem, bo sam też jeżdżę samochodem. Regulują one w końcu kwestię pierwszeństwa cyklistów na przejazdach rowerowych, co do tej pory było tylko sprawą dyskusyjną. Rowerzystom zapewni to bezpieczeństwo, a dla kierowców oznacza jedynie częstsze spoglądanie "przez ramię", czyli bezpieczniejszą jazdę. Zostanie też zalegalizowany przewóz dzieci w przyczepkach montowanych na wysięgnikach za rowerem.
- Będzie to bezpieczne?
- Bardzo. Zmiana przepisów i równolegle rozpoczynająca się nasza praca, mają służyć wypracowaniu w Bydgoszczy kultury rowerowej. Chodzi o atmosferę przyjazną dla sportowców, turystów, tak zwanych rowerzystów niedzielnych, czy pracowników firm, niezależnie od zajmowanego stanowiska, którzy postanowią zostawić samochód w domu i dojeżdżać do pracy rowerem. Bo rowery, a nie korki, świadczą o nowoczesności w mieście. To jest możliwe, ale oczywiście wiąże się z odpowiednią infrastrukturą, promocją, no i z bezpieczeństwem. Trzeba dużo wspólnej pracy. A czy warto? Spytajmy mieszkańców Amsterdamu czy Berlina.