Bilans zniszczeń po meczu Legia Warszawa-Lech Poznań w Bydgoszczy to: 500 krzesełek, zdewastowane bramy stadionowe i nagłośnienie. - W sumie straty wyceniamy na 40 tysięcy złotych - szacuje Dariusz Bednarek, wiceprezes C-WZS Zawisza.
Winni zniszczeń? Na razie brak. - Współpracujemy z policją z Poznania i Warszawy - zapewnia Maciej Daszkiewicz, z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji. - Tylko dzięki ich pomocy możemy zatrzymać kiboli, którzy odpowiadają za burdę.
Do zabezpieczania wtorkowego finału Pucharu Polski zaangażowano 1300 policjantów, 38 psów z przewodnikami i dwa helikoptery. Kosztowało to 938 tysiące złotych.
Organizator imprezy zatrudnił też 600 ochroniarzy. - Tylu pilnujących porządku, ale gdy zaczęło robić się gorąco, a kibice Lecha przystąpili do wyrywania krzeseł z trybun, policjanci ustawili się szpalerem na płycie boiska - relacjonuje nam świadek zadymy. - I byli po prostu bezradni. Biernie stali, trzymali karabiny i obserwowali, jak kibole demontują stadion. I na tym zakończyła się ich rola.
- Działamy w ramach prawa - tłumaczy zachowanie policjantów Maciej Daszkiewicz. - Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych mówi jasno, że zapewnienie porządku leży w gestii organizatora wydarzenia - w tym przypadku sportowego. Możemy wkroczyć do akcji tylko wtedy, gdy organizator imprezy nas o to poprosi - dodaje.
Działaniem w ramach obowiązującego prawa tłumaczy się również Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy. To właśnie on wydał pozwolenie na zorganizowanie meczu finału Pucharu Polski w Bydgoszczy. Dodać warto - mimo negatywnej opinii policji w tej sprawie.
Jeszcze więcej o tej sprawie przeczytasz już w jutrzejszym (5.05.2011) papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej".
Czytaj e-wydanie »