Jos Collard to mieszkaniec Waalwijk, który zapoczątkował współpracę tego miasta z Chojnicami. I co ciekawe, nie są to kontakty partnerskie, jakich teraz wiele w Unii Europejskiej, bo obydwa miasta nie podpisały formalnej umowy.
- Ale ludzie przyjaźnią się z ludźmi - kwituje mecenas Edmund Piękny, który pilotuje polsko-holenderskie kontakty. - Bo przecież o to chodzi. Nie o to, żeby władza odwiedzała władzę.
Jak doszło do tego, że Jos Collard zaczął pomagać Chojnicom? Wszystko przez to, że w Waalwijk poznał Polaka o nazwisku Gasperowicz, który wyzwalał miasto w czasie II wojny światowej i już tam został. Do Polski i rodzinnych Chojnic bał się wrócić z powodu rządów komunistów. Przyjechał dopiero wtedy, gdy zmarł jego syn. I pytał lekarzy, dlaczego nie mogli go uratować? Dowiedział się, że szpital nie ma potrzebnej aparatury do diagnozowania...
I tak się to zaczęło. Jos Collard postanowił na kanwie opowieści przyjaciela zrobić coś dla miasta, z którego ten pochodzi. Zaczął pomagać staremu szpitalowi. W Waalwijk prowadził grę w bingo, z której dochody mogły być przeznaczone tylko na działalność charytatywną. Pomoc kierował do Chojnic - do Fundacji dla Zdrowia, hospicjum przy Strzeleckiej, nowego hospicjum domowego prowadzonego przez Towarzystwo Przyjaciół Hospicjum, do wielu innych instytucji.
Trwa to do dziś, a holenderska fundacja Kienkeurig, którą dziś zarządza Albert Menheere, zrobiła wiele dobrego przez te wszystkie lata.
- Teraz chcą pomagać szkołom - informuje Piękny. - Jest też pomysł, by kontakty nawiązali gimnazjaliści, by mogła być wymiana młodzieży.
Przedstawiciele samorządu nie pojechali do Waalwijk na prywatną uroczystość 60-lecia małżeństwa Josa Collarda, ale przesłali mu podarunki i życzenia. Gratulują mu też orderu od królowej Beatrix.
Czytaj e-wydanie »