https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Adopcja. Chore dzieci czekają dłużej na dom

(pio)
Niepełnosprawne dzieci, dłużej niż ich zdrowi koledzy i koleżanki, czekają na nowych rodziców
Niepełnosprawne dzieci, dłużej niż ich zdrowi koledzy i koleżanki, czekają na nowych rodziców Sxc
Na zdrowe się czeka. Chore za to muszą oczekiwać nawet latami. Mowa o maluchach w domach dziecka, które mają być adoptowane.

7-letni Piotruś mieszkał w doku dziecka przy ul. Stolarskiej. Jest niepełnosprawny ruchowo i intelektualnie. Trzeba mu pomagać w większości czynności. Ujmuje za to uśmiechem. Chociaż sprawy formalne są w jego przypadku uregulowane, chłopiec czekał miesiącami na nowych rodziców. Chętnych długo nie było. Ale udało się! Dzięki staraniom ośrodka adopcyjnego, Piotruś znalazł mamę i tatę.

Dziewczynka w oknie życia w Bydgoszczy

Jasna sytuacja

Na około 150 wychowanków trzech bydgoskich placówek, zaledwie co 10. ma uregulowaną sytuację prawną. - To znaczy: rodzicom dziecka sąd odebrał prawa - wyjaśnia Natalia Lejbman, wicedyrektorka Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych.

W przypadku pozostałych dzieci procedura trwa albo już wiadomo, że rodzice nie będą mieli odebranych, a co najwyżej ograniczone prawa do swoich córek i synów.

Adopcja wchodzi w grę jedynie wtedy, gdy biologiczni rodzice są pozbawieni władzy rodzicielskiej.

Adoptujesz starsze dziecko - nie masz prawa do urlopu macierzyńskiego

Kandydatów przybywa

- Nie brakuje nam kandydatów na rodziców adopcyjnych, a nawet ich przybywa. Tyle, że przeważająca większość chce przyjąć małe, zdrowe dziecko, najlepiej do trzeciego roku życia, ewentualnie małe rodzeństwa - mówi Agnieszka Remiszewicz, szefowa Ośrodka Adopcyjnego Caritas przy ul. Cienistej.

Dziećmi niepełnosprawnymi mało które małżeństwo się interesuje. Kandydaci na rodziców adopcyjnych boją się, że nie sprostaliby opiece nad chorym albo, że będą mieli utrudniony dostęp do opieki medycznej.

Ile takich dzieci jest w bydgoskich placówkach? O tym w dzisiejszym, papierowym wydaniu "Pomorskiej"


Nieruchomości z Twojego regionu

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gabi czyta
Magdalena Madeja adoptowała niepełnosprawnego Alana. Lekarze mówili wówczas, że chłopczyk będzie "warzywem". Życie potoczyło się jednak inaczej, niż przewidywały diagnozy, a historia małego bohatera z Jegłownika doczekała się książki.

Alan urodził się w szpitalu w Elblągu. Kiedy go opuszczał był zdrowym noworodkiem. Zaledwie kilka dni później w bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala w Olsztynie. Miał wówczas zaledwie 10 dni. Wypadł matce z wózka i uderzył głową o betonowe schody. Skutki były tragiczne: miał pękniętą czaszkę i liczne krwiaki mózgu.

Sąd matce Alana wymierzył karę ośmiu miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Dał wiarę w tłumaczenie, jakoby do wypadku doszło nieumyślnie. Odebrał jej jednak prawa rodzicielskie.

Pani Magdalena pracowała wówczas jako pielęgniarka na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym przy ul. Królewieckiej w Elblągu.

???

http://www.psychoskok.pl/produkt/lozeczko-z-ktorego-wyjelam-milosc-adopcja-chorego-dziecka-zmienila-nasze-zycie/

???

http://gazetaolsztynska.pl/557674,Adopcja-niepelnosprawnego-dziecka-to-nie-jest-wyrzeczenie-lecz-dar.html
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska