Akta zgromadzone w bydgoskim oddziale IPN nie pozostawiają złudzeń - ówczesna bezpieka na poważnie zajęła się rodziną Lecha Wałęsy. Akta są zszyte i spójne. Nic nie wskazuje na to, żeby ktoś przy nich majstrował.
Natrafił na nie działacz Solidarności - Wojciech Buller, który szukał materiałów do historii miejscowości, z której pochodzi jego rodzina - Bobrowniki n. Wisłą.
Niech się dowiedzą
- Początkowo obawiałem się je upubliczniać wobec tego, jakie reakcje budzi powoływanie się na dokumenty wytworzone przez służbę bezpieczeństwa na temat naszego noblisty - mówi autor tekstu "Pistolet Lecha Wałęsy", który publikujemy dzisiaj na stronach 13-15 w magazynie "Gazety Pomorskiej". - Doszedłem jednak do wniosku, że warto ujawnić je jako przyczynek do życiorysu Lecha Wałęsy z czasów, kiedy mieszkał w powiecie lipnowskim.
Historia jest smaczna - pokazuje niepokorny charakter bohatera - takim widzieli go już ówcześni znajomi i sąsiedzi.
O tym w domu nie mówią
Pech chciał, że kiedy zwróciliśmy się do Lecha Wałęsy z pytaniem o ten fragment życiorysu oraz jego fundacji, pan Prezydent zachorował.
Tego fragmentu życia ojca nie zna syn, Jarosław Wałęsa, dziś eurodeputowany. "Pan poseł przy najbliższej okazji z chęcią zapyta prezydenta" - odpisała nam Magda Sagin, asystentka Jarosława Wałęsy.
Taki klimat
Prof. Wojciech Polak, historyk z UMK: - To bardzo cenne materiały, które powinny zostać opublikowane. Przede wszystkim, jako wstrząsający przyczynek do opisu codzienności w PRL, w której udział służb jest niemal wszechobecny nawet w maleńkim Popowie. Akta dają obraz całkowicie zinfiltrowane go kraju, w którym sąsiad donosi na sąsiada, a zwykła plotka staje się pretekstem do przeprowadzenia zakrojonego na szeroką skale rozpoznania. Z punktu widzenia funkcjonariusza donos związany z materiałami pirotechnicznymi prognozował sprawę rozwojową, stąd wzbogacono ją o rozpoznanie, w którym źródłem informacji są wiejskie plotki. Ile było prawdy, w tych pogłoskach, pewnie nigdy już się nie dowiemy, chyba, że pomoże nam w tym Lech Wałęsa.
Mimo podjętych energicznych działań milicji i UB, niczego nie udało się ustalić, a całą sprawę kończy adnotacja: "Należy mieć na uwadze tę sprawę i kontrolować". Słowa te znajdują się w materiałach o sygnaturze IPN BY 069/258 t. 18, karta 228.
Nie wiemy, czy w późniejszych latach bezpieka wracała do tematu pistoletu. Co ciekawe o incydencie nie wspominają też osoby, na relacjach których oparł się Paweł Zyzak w książce "Lech Wałęsa - idea i historia".
Okazuje się, że nawet jeśli za czasów prezydentury Wałęsy UOP konfiskował niewygodne dla Prezydenta dokumenty, to wykonał robotę niedokładnie.
Całą historię donosu przeczytaj w dzisiejszym wydaniu papierowym Gazety Pomorskiej
Czytaj e-wydanie »