- Jak zawodowy żołnierz, bez żadnego doświadczenia i wykształcenia drogowego zamierza skutecznie dbać o nasze ulice?
- Nie dyrektor jest najważniejszy w zarządzie dróg, ale jego pracownicy. Moją podstawową rolą ma być sprawne zarządzanie jednostką i rozwiązywanie bieżących problemów, a nie zajmowanie się sprawami technicznymi. Nad tym mają pracować wyspecjalizowani fachowcy - naczelnicy wydziałów i ich pracownicy.
- Czego w takim razie będzie pan od nich oczekiwał?
- Przede wszystkim rzetelności we wszystkich aspektach pracy. Od ich kompetencji i wyborów będzie przecież zależało praktycznie wszystko - od jakości małych robót, po sukcesy dużych inwestycji. Są specjalistami, więc mają wiedzieć, jak dobrze przeprowadzić przetarg, skonstruować korzystną dla miasta umowę z wykonawcą, przeprowadzić kontrolę budowy, czy odbiór techniczny. Na pewno nie będziemy odbierać bubli.
Przeczytaj także:Nowy dyrektor ZDMiKP w Bydgoszczy wybrany. W miejsce Jana Siudy - Witold Antosik
- Są w planach jakieś zmiany organizacyjne, personalne?
- Daje sobie miesiąc na zapoznanie się ze specyfiką firmy i jej działalnością. Jeśli potem uznam, że zmiany są potrzebne, to się nad nimi zastanowię.
- Jakie zadania postawił przed Panem ratusz?
- Sprawną realizację już rozpoczętych inwestycji. Przede wszystkim chodzi tu o Trasę Uniwersytecką i tramwaj do dworca PKP. Do tego dochodzą tematy bieżące. Pierwszy, który będziemy chcieli zamknąć już w przyszłym tygodniu, to osiągnięcie porozumienia z Eneą. Równolegle zajmiemy się nowymi warunkami ubezpieczenia dróg tak, aby następna polisa z jednej strony zadowalała ratusz, a z drugiej kierowców. W tym przypadku ważny też będzie program systematycznego łatania dziur, który docelowo ma ograniczyć liczbę odszkodowań.
- A prywatne założenia?
- Chciałbym, żeby o zarządzie dróg i naszych inwestycjach mówiło się jak najwięcej, i jak najlepiej. Dlatego z jednej strony ważna będzie poprawa jakości pracy i eliminacja błędów, a z drugiej optymalizacja wydatków i planów inwestycyjnych. Nie będzie to łatwe zadanie. Nasza działalność nie zapewnia nam żadnych, większych dochodów i wszystko co robimy wynika z pieniędzy, jakie corocznie przekazują nam prezydent i radni.
- Jak w takim razie chce pan o nie walczyć?
- Na pewno nie przysłowiową szabelką. W obecnej sytuacji ekonomicznej ustalanie corocznych wydatków miasta jest raczej delikatną sztuką kompromisu i twarda strategia nie ma sensu. Nie oznacza to jednak, że w negocjacjach z ratuszem jesteśmy skazani na porażkę. Wszystko będzie zależeć od siły argumentów.
- To na jakich zasadach będzie powstawać lista inwestycyjnych priorytetów?
- Na pewno dzięki głosom mieszkańców. Nie ukrywam jednak, że bardziej będę stawiać na naszą inicjatywę. Liczę zaangażowanie pracowników, które nie tylko pozwoli unikać błędów, ale i wyjść naprzeciw oczekiwaniom bydgoszczan.
Czytaj e-wydanie »