- Widział pan na własne oczy wydobycie gazu z łupków?
- Widziałem jeszcze kilka dni temu. Miałem okazję przyglądać się tego typu kopalniom w Kanadzie.
- Wrócił pan uspokojony?
- Ta technologia jest działalnością górniczą, a każda działalność górnicza obarczona jest ryzykiem. Zadaniem tych, którzy budują takie systemy jest ograniczenie tego ryzyka do minimum.
Waldemar Pawlak: gaz łupkowy szansą dla Polski i całego regionu
- Ale człowiek jest omylny. Gdy ogląda się film "Gasland", entuzjazm wobec łupków ulatuje.
- Nie oglądałem tego filmu. Mogę powiedzieć tyle - z żadnych poważnych źródeł, powtarzam - poważnych źródeł, nie otrzymałem informacji o negatywnym wpływie wydobycia gazu łupkowego na mieszkańców.
- Mówi pan o ryzyku związanym z działalnością górniczą. Tymczasem w niektórych miejscach już tylko zwykłe odwierty na potrzeby studni oligoceńskich spowodowały skażenie wód. A w przypadku łupków mowa o hektolitrach trucizny wtłaczanej pod ziemię.
- Ależ wody oligoceńskie zalegają bardzo płytko, zwykle kilkadziesiąt metrów pod powierzchnią ziemi. Wszystkie wody podziemne, z których korzystamy, znajdują się nie głębiej niż 200 metrów pod ziemią. Owszem, głębiej również znajduje się woda, ale o zasoleniu większym niż ta z morza. Tymczasem w przypadku łupków mówimy o warstwach położonych na poziomie od 2 do 3 tys. metrów.
- Ale, żeby do łupków się dostać, trzeba przebić się przez warstwy wodonośne.
- Będziemy mieli dwa rodzaje odwiertów. Na pierwszym etapie będą to odwierty poszukiwawcze. Tu wtłacza się do otworu jedynie płuczkę, a cały otwór jest rurowany, co chroni warstwy wodonośne. Mówiąc obrazowo, jeśli ziemię porównać do tortu z różnymi warstwami, jedna z tych warstw przypomina biszkopt nasiąknięty wodą. Ten biszkopt zabezpiecza się ochronną rurą i dopiero po takim zabezpieczeniu wierci się dalej aż do warstwy łupków. Na tym etapie pobiera się próbki łupków do badania. W kolejnym etapie wiertło zaczyna skręcać aż do pozycji poziomej wiercąc otwór poziomy, który staje się obiektem właściwej eksploatacji. Gdyby chodziło o tradycyjny gaz, wystarczyłoby dostać się do tego pokładu, a gaz sam pod ciśnieniem ziemi zacząłby się wydostawać. Ale gaz, który nas interesuje, jest ukryty w łupkach i trzeba go dopiero uwolnić. To można zrobić wtłaczając pod dużym ciśnieniem roztwór powodujący tak zwane rozszczelnienie warstwy łupków, co umożliwia wydobycie się zawartego w nich gazu.
- Mieszanki trucizn.
- Ta mieszanka składa się przede wszystkim z wody i piasku, które stanowią 99,51 proc. Ziarenka piasku sprawiają, że kanaliki, w których ukryty jest gaz pozostają otwarte, coś jakby włożył pan nogę między drzwi a futrynę. Kontrowersje budzi 0,49 proc. pozostałych 12 składników.
- Jeśli pomnożyć to przez hektolitry, które wpompujemy, wystarczy, aby zatruć wszystko.
- Zgoda, ale pamiętajmy też, że tę wodę wydobywa się z powrotem, tylko niewielka część pozostaje wraz z piaskiem w skałach. Największa ilość wody, jakiej użyto do eksploatacji 10-kilometrowego otworu, to około 100 tys. m sześciennych. To mniej niż dzienne zużycie wody w Gdańsku. Średnio na otwór zużywa się 20-40 tys. m sześciennych.
- To właśnie ta wypompowana woda była przyczyną skażeń wody pitnej w USA.
- Około 30 proc. odzyskanej wody używane jest ponownie, resztę należy albo oczyścić albo zgromadzić w najgłębszych warstwach - kilka tysięcy metrów pod ziemią.
- Jaką mamy pewność, że się stamtąd nie wydostanie?
- Wydostać mogłaby się wskutek intensywnych ruchów górotwórczych, a te mieliśmy ostatnio wiele milionów lat temu. Za czasów istnienia ludzkości raczej nam to nie grozi. A warstw oddzielających łupki od wody pitnej jest bardzo wiele.
- A co z wodą, która pozostanie po wydobyciu na powierzchni?
- Na pewno nie wypuści się jej do rzeki. Operat wodno-prawny, którym musi wylegitymować się każdy inwestor, zawierać będzie informację o sposobie utylizacji tej wody. Owszem, można wyobrazić sobie nieszczelność zbiornika, ale na tej samej zasadzie można wyobrazić sobie każdy wypadek w górnictwie. To jest sprawa czysto techniczna, zupełnie banalna w zestawieniu ze złożonością całego procesu wydobywczego.
- Jesteśmy krajem, w którym nowa autostrada po dwóch latach nadawała się do remontu, więc jest się czym niepokoić.
- Ale mamy też służby, które tego pilnują. Nie zakazujemy przecież produkcji samochodów, ponieważ w ostatni weekend zginęło na drogach 70 osób. Nie neguję zagrożeń, ale nonsensem byłoby nałożenie moratorium na wydobycie gazu łupkowego. Na to może sobie pozwolić Francja, która 78 proc. energii wytwarza z reaktorów atomowych.
- Skąd będziemy czerpać wodę do obsługi kopalń łupkowych? Z Wisły? Z Jeziora Gardno?
- W Kanadzie wygląda to różnie. Korzysta się między innymi z wód zasolonych znajdujących się głęboko pod ziemią. Gdzieniegdzie - tam gdzie jest to ekonomicznie uzasadnione - używa się również wody pitnej.
- Nasze zasoby wodne są skromne, więc jest się o co niepokoić.
- Przez Polskę spływa rocznie 65 milionów metrów sześciennych wody. To tylko prezent z nieba, do tego dochodzą wody podziemne. Nie jest więc aż tak źle. Można jednak wyobrazić sobie sytuację, że koszt pozyskania wody w pobliżu któregoś z odwiertów będzie na tyle wysoki, że do wydobycia nie dojdzie.
- Piękna perspektywa, zbyt piękna. Nie ma technologii obojętnej dla środowiska.
- Pamiętajmy też, że technologia wydobycia gazu łupkowego się zmienia. Amerykanie i Kanadyjczycy cały czas modyfikują skład mieszkanki dodawanej do wtłaczanej wody. Przyglądałem się kilku stanowiskom, w których gaz jest eksploatowany - oby każdy obszar górniczy wyglądał podobnie.
Właściciele działek z gazem łupkowym mają szansę na spore pieniądze
- Coś niespodziewanego może jeszcze zburzyć wizję polskiego emiratu?
- Na początek warto sobie uświadomić, że nikt za tydzień nie będzie tego gazu eksploatował. Działalność górnicza to skomplikowany, obwarowany prawem proces. Poza tym koncesje na poszukiwanie i eksploatację to dwie różne rzeczy. Na razie wywiercono w Polsce ledwie 7 otworów, dwa kolejne są w trakcie wiercenia. Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu. Z niepokojem przyglądam się nieco histerycznym nastrojom, jakie towarzyszą łupkom. Jedni reagują hurraoptymizmem, inni wieszczą apokalipsę. Ani jedno, ani drugie podejście nie jest dobre.
Trzeba też mieć świadomość, że gaz z łupków jest zjawiskiem nie tylko geologicznym, ale i politycznym. Eksporterzy korzystający z konwencjonalnych źródeł ropy i gazu mogą czuć się zagrożeni i nie będą siedzieć z założonymi rękami.
- Ile czasu minie zanim koncesjonariusze sprzedadzą pierwszy metr sześcienny gazu łupkowego?
- Jeżeli liczbę 2 uznamy za "kilka", to odpowiem - za kilka lat.