Kiedyś takich dzieci nie było wcale. Na wsiach ludzie myśleli, że to odmieńce, dzieci rusałek. Rusałki podrzucały do domów swoje niemowlęta i zabierały te, które spały w kołysce. I dlatego ludzie bili te dzieci mocno. Żeby rusałki usłyszały płacz, przybiegły po swoje dziecko i oddały ludzkie.
Zbyszek ma 58 lat. Dużo. Jak na zespół Downa bardzo dużo. Ktoś w dzieciństwie musiał o niego bardzo dbać. Chuchać i dmuchać, pewnie był oczkiem w głowie, nie odmieńcem od rusałki z ciemnego lasu. Ale stało się wreszcie to, o czym ze strachem myśli każda matka niepełnosprawnego dziecka. Zmarli rodzice. I ktoś się musiał Zbyszkiem zająć.
Fakty są takie (a fakty pamiętają w opiece na wyrywki), że w 1993 roku sąd w Chojnicach ustanowił nad Zbyszkiem prawnego kuratora. Jego własną bratową, Annę J. Z niepełnosprawnym Zbyszkiem w zamian za opiekę zamieszkali państwo Niemczykowie. Rodzice i dwójka dzieci. Dopóki żyła pani Niemczyk, nic się nie działo. Nagle - rak. 39 lat i kobiety na świecie już nie ma. I tak naprawdę od tego momentu zaczyna się ta historia.
Coś się tu dzieje
W grudniu ubiegłego roku pani Ania zwróciła się do Miejskiego Ośrodka Opieki Społecznej w Sępólnie o wsparcie. Chodziło o pomoc w sprawowaniu opieki nad niepełnosprawnym szwagrem, Zbyszkiem J. Pani Ania wspominała coś o problemach i możliwości ubezwłasnowolnienia Zbyszka oraz umieszczeniu go w domu pomocy społecznej. A także o wykupie na własność mieszkania komunalnego, zajmowanego od lat przez Zbyszka. I mieszkających tam pana Niemczyka oraz jego dwójkę jego dzieci.
Pani w opiece nie musi sięgać po dokumenty, wszystko ma w głowie i pamięci. Pani Ania - zawsze miła i kulturalna, przychodziła, jak potrzebowała pomocy, ze skargą też. Na przykład na to, że państwo Niemczykowie zamontowali w pokoju Zbyszka piec centralnego do ogrzewania domu, co nie powinno mieć miejsca, a miało.
Zbyszek jest chorym z zespołem Downa bezproblemowym, można tak powiedzieć. Ataków agresji nie ma, wręcz przeciwnie - jak to w tej chorobie: ataki czułości i przytulania się. I lubi spacerować, jak każde dziecko.
A po mieście zaczęły chodzić ploty, że państwo Niemczykowie Zbyszka biją. I w ogóle nie traktują za dobrze, więc jak mogą z nim mieszkać, zajmując dwa pokoje na parterze małego starego domku przy liceum. - Nie uwierzy pani, ale ja byłem tu postrzegany jak bandyta - mówi Leszek Niemczyk. - Wszystko za plecami.
A gdzie dowody
Opieką nad Zbyszkiem podzielono się w ten sposób, że państwo Niemczykowie w domu mieszkają i opłacają rachunki, a pani Ania bierze rentę szwagra, w zamian za co przynosi mu jedzenie - śniadania, obiady i kolacje. W weekendy bratowa odwiedzała szwagra sama - wtedy dochodziło do ataków agresji z jej strony. W pozostałe dni przychodziła z opiekunką z MOPS.
Kacper, syn pana Leszka, w pokoiku Zbyszka zamontował kamerę. - Opiekunka jest na filmie, kiedy pani Ania bije Zbyszka - mówi Kacper. - Kto by nam w to uwierzył? Musieliśmy mieć dowody.
Na filmie bratowa szarpie Zbyszka, bije po twarzy, jest agresywna. Znęca się nad spokojnym, stojącym bezwładnie starszym człowiekiem. Filmów jest kilkanaście. Kiedy trafiły do opieki społecznej, jej szefowa poleciała na policję.
W opiece zaklinają się, że byli na każde gwizdnięcie, ale Duchem Świętym nie są. Opiekunka na filmie jest odwrócona plecami, złożyła pisemne oświadczenie, że nic nie słyszała i nic nie widziała. Poszła na urlop, bo sprawę bardzo przeżywa. - Wszyscy psy na nas wieszają - mówi Sylwia Witkowska, zastępca dyrektorki opieki społecznej Sępólnie. - Nie mieliśmy sygnałów, że coś jest nie tak. A poza tym państwo Niemczykowie jak widzieli, że coś się dzieje złego, to powinni to zgłosić na policję.
Niemczykowie natomiast twierdzą, że nie mieli dowodów. A Leszek nic nie powie, co też jest prawdą, bo na przykład podczas przesłuchania prokuratorskiego zamknął się w sobie i nawet słowa nie wydusił. Policjantowi też nic by nie powiedział. I jak tu coś udowodnić?
Słowo na słowo
Bo inaczej byłoby słowo przeciwko słowu, a konflikt między stronami narastał. Na Kacpra na przykład pani Ania wzywała policję. Zrobił 19 urodziny, ojciec z córką wyjechali, żeby chłopak miał swobodę. Mieli wrócić przed dziewiątą, bo tak Zbyszek wstaje, ale policja była szybciej. Z panią Anią zapukali do drzwi o 7.30. Zbadali Kacpra alkomatem i ukarali mandatem, bo wyszło, że miał wypite, więc nie sprawował opieki, jak trzeba. - Raz się zdarzyło - bije się piersi Kacper. - Ale pani Ania wyczuła moment. A do mojej siostry powiedziała w Boże Narodzenie - "to wasze ostatnie święta tutaj". Dwa dni Ida płakała.
Może chciała ich wykurzyć z mieszkania - ludzie mówią, że wnuk się żeni i miała plany wprowadzić się do szwagra, żeby luźniej się zrobiło w bloku. Mówią też, że chciała szwagra zabić. - Skąd, ona po prostu nie miała do niego cierpliwości - zupełnie szczerze odpowiada Ida. - Ona na dzieci przez okno się drze, że się bawią, panie w sklepie ustawia. Zbyszek robi wszystko powoli, trzeba przy nim czekać.
Oni po śmierci mamy musieli się tej opieki nauczyć. Bratowa nie miała cierpliwości karmić, denerwowały ją zasikane pampersy i powolne ruchy Zbyszka. Więc wydziera się na niego, bije, chlasta rękami na prawo i lewo. Krzepka kobita, mimo 71 lat.
Zakaz i szpital
Pani Ania ma teraz policyjny zakaz zbliżania się do szwagra. W poniedziałek w sądzie będzie rozprawa o ustanowienie innego kuratora. - Teraz ma nim zostać pani Gabrysia, synowa pani Ani - mówi Leszek Niemczyk. - To oznacza, że pani Ania będzie miała z nim kontakt i wszystko zacznie się od nowa. Ja tego nie rozumiem.
Rodzina pani Ani nie wypowiada się, więc nie wiemy, co by powiedziała. Pani Ania jest natomiast w szpitalu.
W pokoju Zbyszka porządki robi synowa pani Ani. Na pierwszy rzut oka miła kobietka, kontaktowa.
- Dlaczego to się stało? Nie wiem. To nie jest normalne. Może była sprowokowana?
- Przez Zbyszka?
- Broń Boże, nie przez niego. Broń Boże.
- To przez kogo?
- No właśnie - synowa pani Ani robi tajemniczą minę. - Ale my nie udzielamy wywiadów.
A Zbyszek jest na spacerze z nową opiekunką z opieki społecznej. To lubi robić najbardziej.
Wszyscy się nad losem Zbyszka pochylili. Opieka zrobiła, co mogła i w zaklęcia, że byli na każde wezwanie, można uwierzyć. Mieszkający z nim ludzie też zrobili swoje, bo sprawa na jaw w końcu wyszła. A chory na Downa pan był bity i poniżany. Jak długo? On sam nie powie, bo ma umysł dziecka.
To teraz popatrzmy na swoich sąsiadów i zastanówmy się, co dzieje się za naszą ścianą. Może mieszka tam jakiś Zbyszek?