- W starostwie huczy. I wcale się temu nie dziwię. Mamy bowiem do czynienia z podejrzaną sytuacją, którą trzeba wyjaśnić. Pilnie - mówi krewny osoby, która startowała w konkursie.
Z Wydziału Ochrony Środowiska, Leśnictwa, Rolnictwa i Gospodarki Wodnej starostwa odszedł jeden z pracowników. Szefowie powiatu uznali, że w jego miejsce trzeba kogoś zatrudnić. Dlatego zgodnie ustawą o pracownikach samorządowych ogłosili konkurs na stanowisko referenta.
Przeczytaj także: Grudziądz. Starostwo ma nową "bryczkę". Prezydent Malinowski musi zaczekać
Ogłoszenie wraz z wymaganiami, jakie powinni spełnić potencjalni kandydaci, zostało zamieszczone w Biuletynie Informacji Publicznej powiatu. - To był dość "łakomy kąsek". Urzędnicy niskiego szczebla może dużo nie zarabiają, ale przynajmniej mają pewną robotę. Dlatego moja krewna złożyła papiery i zaczęła się przygotowywać do rozmowy kwalifikacyjnej - twierdzi mężczyzna, który poinformował o sprawie "Pomorską".
Chodziło o oszczędności?
W takiej samej sytuacji było jeszcze kilku kandydatów, którzy spełnili wymagania formalne i dostali się do drugiego etapu rekrutacji. Rozmów kwalifikacyjnych jednak się nie doczekali. Powód? W międzyczasie otrzymali informację, że nabór został unieważniony. Przyczyna? "Zmiany kadrowe"
Co stoi za tym lapidarnym sformułowaniem?
To, że mimo anulowania naboru, zatrudniono osobę, która startowała w konkursie. - Mogliśmy to zrobić, gdyż ta pani nie zajmuje stanowiska urzędniczego, tylko pracuje jako pomoc administracyjna. Wcześniej była u nas na stażu i się sprawdziła. Wszystko odbyło się zgodnie z prawem - zapewnia Marek Szczepanowski, starosta powiatu.
Agnieszka Zawadka z Wydziału Organizacyjnego starostwa dodaje, że nabór został unieważniony z powodu oszczędności. - Pani, która została zatrudniona, otrzymała umowę na czas określony i nie dostaje wynagrodzenia takiego jak referent - przekonuje Agnieszka Zawadka.
Marek Szczepanowski twierdzi, że rozumie rozgoryczenie pozostałych kandydatów na stanowisko. - Jeszcze raz zapewniam jednak, że konkurs nie ma żadnego ukrytego dna - mówi starosta. Przypomina, że powiat ziemski jest ubogi i musi szukać oszczędności wszędzie tam, gdzie tylko się da.
Z tym należy się zgodzić, pytanie jednak nasuwa się samo: po co starostwo w ogóle ogłaszało konkurs? Czy to był błąd? - Tak bym tego nie ujął. Mogę jedynie powiedzieć, że konkurs był zbędny - ucina Marek Szczepanowski.
Podaje jeszcze jeden argument. - Odkąd zostałem starostą, zatrudnienie nie tylko nie wzrosło, ale wręcz przeciwnie - spadło. O kilka etatów - wyjaśnia szef powiatu.
Czytaj e-wydanie »