Więzienne powiedzenie "rok nie wyrok" nabiera nowego znaczenia. Już 109 więźniów w regionie - skazanych na wyroki poniżej 12 miesięcy więzienia - odbywa karę w domu.
Tyle że z elektroniczną bransoletą wielkości dużego zegarka na przegubie dłoni lub na nodze. A to dopiero początek działania Systemu Dozoru Elektronicznego w naszym regionie. Osoba, której sąd zezwoli na odbywanie kary w domu, musi liczyć się z wieloma ograniczeniami. Nie może np. - jeśli nie ma pozwolenia na pracę - oddalać się od miejsca pobytu na odległość większą niż 200 m. Nadajnik umieszczony w bransolecie połączony jest z systemem GPS, który przekazuje sygnał do Dozoru Elektronicznego przy Centralnym Zarządzie Służby Więziennej. Złamanie ograniczenia w ten sposób wolności skazanego powoduje jego powrót do celi. Na blisko 1800 osób z "obrożą" odnotowano tylko kilka przypadków złamania zasad.
Przeczytaj także:Już 166 osób z zakazem stadionowym w Kujawsko-pomorskiem. Jest bezpieczniej?
SDE ma wiele zalet, a podstawową jest znacznie niższy koszt utrzymania skazanego. Szacuje się, że koszty "utrzymania" aresztu domowego wynoszą miesięcznie na osobę ponad 500 zł. Tymczasem utrzymanie jednego skazanego lub aresztowanego w więzieniu jest aż pięciokrotnie wyższy!
- Jesteśmy w programie SDE od stycznia tego roku - tłumaczy mjr Aleksandra Gapska z Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Bydgoszczy. - Jak dotąd 109 skazanych w regionie za drobne przestępstwa odbywa taką karę.
Najczęściej to tzw. "alimenciarze" lub rowerzyści, którzy uczestniczyli w ruchu drogowym pod wpływem alkoholu.
W całym kraju areszt domowy odbywa ponad półtora tysiąca osób. Drugie tyle zakończyło kary. Na najbliższym posiedzeniu rządu zapadnie decyzja, czy dozorem elektronicznym objąć także tymczasowo aresztowanych.
Co więcej, w ministerstwie sprawiedliwości przygotowywane są akty prawne, które umożliwią sądom skazywanie na areszt domowy stadio nowych chuliganów. Nie wiadomo jednak, czy zatwierdzanie tych przepisów zakończy się przed rozpoczęciem mistrzostw Europy w przyszłym roku.
- To byłoby fantastyczne rozwiązanie! - cieszy się Robert Unisławski z Bydgoszczy, od dziecka kibic piłki nożnej. - Przecież policja wiedziałaby od razu, gdzie znajduje się taki "kibol". Może trochę przypomina to orwellowski świat, ale do walki z bandytyzmem trzeba wykorzystać wszystkie środki.
Czytaj e-wydanie »