Pan Paweł, prawnik, rozwiódł się 3 lata temu. Z poprzedniego związku ma 8-letnią córkę. Teraz stara się o orzeczenie nieważności małżeństwa. Chce udowodnić, że była małżonka, która nigdy nie pracowała zawodowo, wyszła za niego tylko dla pieniędzy.
Rozwodów nie ma
Księża zgodnie mówią, że nie ma takiego pojęcia, jak "rozwód kościelny". Jest za to orzeczenie unieważnienia małżeństwa. Oznacza ono, że małżeństwo w ogóle nie zostało zawarte.
Przeczytaj także:Czy szczęście możemy zmierzyć?
Teraz prawie każda diecezja ma swój Sąd Biskupi. Ten rozpatruje takie sprawy. W Bydgoszczy, przy ul. Farnej w Śródmieściu, działa on od połowy czerwca tego roku.
Czym się różni Sąd Biskupi od "zwykłego", który udziela rozwodów świeckich? Tym, że pierwszy nie rozpatruje powodów rozpadu małżeństwa, tylko bierze pod lupę okoliczności, jakie skłoniły małżonków do zawarcia ślubu.
Przybywa małżonków, którzy chcą otrzymać unieważnienie swojego związku.
Tylko od początku funkcjonowania w naszym mieście Sądu Biskupiego, złożono 30 pozwów.
Skąd ten boom? "Normalni" rozwodnicy, którzy dostali wyrok rozwodowy z sądu cywilnego, a ułożyli sobie na nowo życie z innym partnerem, są przez Kościół uznawani za grzeszników. To dlatego, że Kościół uważa każdy kolejny taki związek za niesakramentalny. Niektórzy rozwodnicy mówią wprost: - Czujemy się, jak wyrzutki społeczeństwa.
Kto chce wrócić do wspólnoty wiernych, może się starać o tzw. "rozwód kościelny".
Jaka jest procedura? Kto ma na to szansę? O tym dziś w papierowej "Pomorskiej"
Czytaj e-wydanie »