Oczywiście był to żart. Ale również wczoraj gen. Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego nie wykluczył możliwości wprowadzenia stanu wyjątkowego w Polsce. I to już nie był żart.
Przeczytaj także:Wojna o ACTA. Atak na strony rządowe trwa [wideo]
Słowa gen. Kozieja świadczą o całkowitej bezradności i zagubieniu władz państwa wobec hakerskiego ataku na strony internetowe rządu. Ustawa o stanie wyjątkowym z 2002 r. precyzuje, że można go wprowadzić tylko w sytuacji szczególnego zagrożenia państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego spowodowanego np. atakiem na cyberprzestrzeń. Ale bezwzględnym warunkiem ogłoszenia stanu wyjątkowego jest niemożność państwa do usunięcia zagrożeń konstytucyjnymi środkami prawnymi.
Przeczytaj także:ACTA - co nam grozi? Bydgoszcz i Toruń protestują
Czy blokowanie stron internetowych rządu to dostateczny powód do stosowania nadzwyczajnych środków? Koziej precyzuje, że można sięgnąć po ustawę z 2002 "jeśli długotrwałe ataki hakerów zakłócą życie publiczne i na masową skalę nie będą mogły działać instytucje rządowe". Takie argumenty w kontekście kilkudniowego ataku hakerskiego wydają się żenujące. Ostatecznie ochrona polskiej cyberprzestrzeni to właśnie zadanie BBN, którym kieruje Stanisław Koziej i rządu. Trudno też sobie wyobrazić, jak miałby wyglądać w praktyce stan wyjątkowy spowodowany atakami internetowych piratów. Czy wystarczyłoby aresztowanie hakerów, czy też konieczna okazałaby się godzina policyjna?
Czytaj e-wydanie »