Karina ma trzy latka. Nie może usiedzieć na dywanie. Gdy nie tańczy, to kula się na kanapie. Albo podbiega i chwyta mamusię za kolano.
Przeczytaj także:Zabójstwo Amelki. Matka przyznała się, do zabicia 2,5-letniej córki
- Bawiła się z Amelką - mówi Izabela Matczak, przyciągając córeczkę do siebie. Iza mieszka na trzecim piętrze. - One, to znaczy Karolina z Amelką mieszkał pod nami. Dlatego nasze dziewczynki, gdy były na balkonach, to sobie gaworzyły - Iza przytula małą Karinkę. - Moja córka jest nieco starsza, więc mówiła trochę więcej. Amelka jeszcze niewiele z tego rozumiała, ale jakoś się dogadywały. Prawda, kochanie? - Iza zwraca się do córki i całuje ją.
Nie rzucała się w oczy
Iza, podobnie jak większość sąsiadów z bloku przy ulicy Posłusznego w bydgoskim Fordonie, zeznawała w sądzie jako świadek. Z tą tylko różnicą, że pozostali sąsiedzi mieli niewiele do powiedzenia.
- Nie znałam pani Karoliny - mówi jedna z lokatorek, ostrożnie uchylając drzwi do mieszkania. - Mieszkała tu niecałe dwa tygodnie. Taka niepozorna - kwituje. Pozostali lokatorzy jak mantrę powtarzają: "Nic nie wiem, nie słyszałem/am, nie widziałem/am".
Wiadomości z Bydgoszczy
Karolina ma 39 lat. Na wyrok czeka w areszcie przy Wałach Jagiellońskich w Bydgoszczy. W akcie oskarżenia prokurator napisał: "(...) zabiła 2,5-letnią córkę Amelię w ten sposób, że zamknęła jej otwory nosowe i jamę ustną miękkim przedmiotem powodując zgon przez uduszenie".
Małą znaleziono martwą 10 maja ubiegłego roku w mieszkaniu Karoliny S. Rankiem próbował się tam dostać Adam, jej 18-letni syn. Później mąż Artur.
- Ojciec był wzburzony. Bał się o życie córki - mówi Maciej Daszkiewicz, z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
Strażacy weszli do mieszkania przez balkon. W drodze było już pogotowie, bo chwilę wcześniej Karolina wyskoczyła z drugiego piętra. Miała podcięte żyły. Przeżyła.
Krzyki
- Wracałam z małą ze spaceru, gdy zobaczyłam przy wejściu do bloku pełno policji - wspomina Iza. - Nie miałam pojęcia, że stało się coś złego. Pamiętam tylko, że dzień wcześniej na klatce było słychać jakieś hałasy, krzyki.
- Później dowiedziałam się, że to syn Karoliny próbował się dostać do mieszkania - dodaje Iza.
Poznała Karolinę trzy lata temu. Pracowała u niej w zakładzie fryzjerskim w Fordonie. Gabinet był nie byle jaki. Mieścił się w zadbanym pawilonie, który zbudował Artur, właściciel firmy remontowo-budowlanej w Pruszczu.
Historia znajomości Karoliny i Artura zaczyna się jak filmowy romans. Ona do Bydgoszczy przyjechała z Poznania. On - ze Świecia.
- Słyszałem, że specjalnie dla niej zostawił żonę - mówi nasz informator, który prosi, żeby nie podawać jego nazwiska.
- Karolina była fajną, zadbaną babką - wspomina Iza. - Świata nie widziała poza Arturem. Szalała na jego punkcie.
Gdy się pobrali, zamieszkali w trzypiętrowym bloku przy ulicy Galla Anonima. Szczęście nie trwało jednak długo.
Gdy szczęście pryska
Sąsiedzi, którzy pamiętają parę z tamtego okresu mówią zgodnie: - Raczej spokojni, wyciszeni ludzie. On trochę małomówny, ona bywała nieco chimeryczna.
Karolina raz, czy dwa żaliła się sąsiadce, że coś zaczyna się psuć w jej związku z Arturem. Poważny kryzys przyszedł, gdy urodziła się Amelia. A czarę goryczy przelał pozew rozwodowy. Złożył go Artur. W końcu w kwietniu 2011 roku Karolina razem z córeczką przeprowadziła się do bloku przy Posłusznego.
- Żal mi jej było - mówi sąsiadka, która zna 39-latkę z czasu, gdy mieszkała jeszcze z Arturem przy Galla Anonima. - Mężczyzna odchodzi, małe dziecko, depresja. Kobieta postawiona pod murem jest zdolna do różnych rzeczy. Ale, kiedy usłyszałam o dziecku... Nie przypuszczałam, że do tego dojdzie - sąsiadce łamie się głos.
Amelia została uduszona najpewniej poduszką. Śledczy półoficjalnie przyznają, że jednym z dowodów w sprawie jest list pożegnalny napisany przez Karolinę jeszcze przed próbą samobójczą.
Świat się zawalił
Początek lutego. Na korytarzu Sądu Okręgowego w Bydgoszczy powoli zbierają się świadkowie. Zostali wezwani na trzecią już rozprawę 39-latki.
- Pracowałam w firmie po sąsiedzku z zakładem fryzjerskim Karoliny - na ławie przed wejściem na salę siedzi kobieta po czterdziestce. Nie życzy sobie, by podawać jej nazwisko. Początkowo nie chce w ogóle rozmawiać. Z czasem emocje biorą górę. Widać, że musi je z siebie wyrzucić. - Wiem, że miała problemy. Wiem, że była w depresji, że popijała. Powinna być pod stałą opieką. Wtedy nie doszłoby do tej tragedii... - przerywa, bo policjanci prowadzą już oskarżoną.
Proces
Karolina jest skuta, ma zwieszoną głowę, powoli przesuwa nogę za nogą. Ze zmierzwionymi włosami, w rozciągniętej bluzie polarowej trudno dopatrzyć się w niej dawnej, "zadbanej kobiety", szefowej gabinetu fryzjerskiego. Niepewnie ślizga się błędnym oczami po twarzach świadków, którzy czekają na rozpoczęcie rozprawy. Wchodzi na salę, za nią kroczy policjant.
Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami. - Złożyłem wniosek o wyłączenie jawności rozpraw ze względu na wątki związane z życiem prywatnym oskarżonej - mówi adwokat Łukasz Kaczanowski.
Karolinie grozi dożywotnie więzienie.