Katastrofa kolejowa w Szczekocinach niesie za sobą jeszcze jeden wymiar - zwraca uwagę na coś, co w Polsce jest traktowane po macoszemu od kilkudziesięcioleci, co sprawia, że wstydzimy się za nasz kraj i nie mamy zaufania ani do drogowców, ani do kolei.
Żaden rząd w demokratycznej Polsce nie poświęcił kolei wystarczającej uwagi, dla żadnego nie była ona priorytetem. Średnie inwestycje na jeden kilometr toru w Niemczech to 169 tys. euro, a w Polsce 4 tys. euro. Nową linię kolejową w naszym kraju wybudowano ostatnio w 1987 roku! W 1990 roku mieliśmy ponad 24 tys. km czynnych tras, teraz tylko 19 tys. km. Mimo unijnych dotacji na kolej, wciąż średni wiek wagonów to prawie trzydzieści lat! Do tego dochodzi konkurencyjność różnych spółek kolejowych, w których zawiłościach z trudnością łapie się Polak, a co dopiero obcokrajowiec.
Przykład? Kupujesz bilet w kasie na pociąg Przewozów Regionalnych, wsiadasz do TLK, musisz dopłacać, bo pani w kasie nie wiedziała, o który pociąg ci chodzi. A nawet jeśli by wiedziała, to nie uważa za stosowne, aby cię dopytać, bo to zajmuje jej czas, a przecież jest kolejka. Konduktor kasuje cię podwójnie, gdy widzi zły bilet, bo to ty się sfrajerowałeś, dlatego że nie sprawdziłeś, jaki bilet ci sprzedają, do jakiej spółki należy pociąg, którym pojedziesz.
Skutek? Bałagan i zniechęcenie pasażerów, których kolei wciąż ubywa. Jeszcze dwadzieścia lat temu polskie koleje miały ponad miliard pasażerów, a rok temu (dane Urzędu Transportu Kolejowego) zaledwie 263,8 mln.
Katastrofa kolejowa w Szczekocinach: Mieszkańcy naszego regionu zostali ranni
A jak działają systemy bezpieczeństwa na kolei? Eksperci twierdzą, że od stu lat nic się tu nie zmieniło. Jeśli tory były zniszczone, to po prostu pociąg jechał wolniej, żeby było bezpieczniej. Ignorancja kolejnych rządów, która zwiększa tylko marazm i frustrację pracowników kolei też nie dodaje kolei prestiżu i nie zwiększa do niej zaufania.
Przykład? List Leszka Miętka, prezydenta Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych, który wysłał do ministra transportu miesiąc temu. Apelował w nim o to, że "trzeba zwiększyć kontrolę bezpieczeństwa na kolei, bo poprzednie prośby po wypadkach w Krzewiu, Białymstoku czy w Babach nie spowodowały zmian w procedurach bezpieczeństwa w taki sposób, by dostosować je do zliberalizowanego rynku kolejowego". To skandal, ale czy naprawdę trzeba nam tragedii albo cudu, abyśmy stali się trzeźwo myślący, dbający, zapobiegliwi i zaangażowani?
Po prostu tak normalni, jak ci, którzy zareagowali natychmiast, ratując ludzi ze zmiażdżonych pociągów. Im dłużej by zwlekali, tym mniejszą szansę mieliby na ocalenie pasażerowie. Im dłużej zwlekamy z uzdrowieniem kolei, tym szybciej degraduje się ona na naszych oczach. I to już nie tylko w sensie infrastrukturalnym. Przede wszystkim w sensie zaufania do tych, którzy odpowiadają za nasze bezpieczeństwo.