Jak przebiegała pana kariera, jako muzyka?
Swoją edukację muzyczną zaczynałem już w wieku 6 lat, bo tak zadecydowali rodzice. Chodziłem do klasy akordeonu z pomocniczą gitarą. Ostatecznie skończyłem studium muzyczne, które w tamtych czasach znaczyło tyle samo, co akademia muzyczna.
Potem przez kilkanaście lat grałem z zespołem w przedszkolach, świetlicach, szkołach oraz zakładach pracy. Nasza kariera rozwijała się, zaczęły interesować się nami media, ale wtedy musiałem pójść do wojska. Po odbyciu służby muzyka w moim życiu nie szła już tymi samymi torami. Zespół rozsypał się, a ja zacząłem pogrywać na weselach oraz w klubach.
Jestem muzykiem od ponad 50 lat, ale jest to moja "wyuczona pasja", bo z zawodu jestem chemikiem i na co dzień pracuję na dźwigu w jednym z bydgoskich zakładów. Wszystko się to tak "kulało" aż do dzisiaj...
... gdy postanowił pan wziąć udział w eliminacjach do programu telewizyjnego.
Na precastingu w Bydgoszczy przerwano mój występ i kazano czekać na telefon. Gdy zadzwonił akurat wracałem autem z pracy. Musiałem zjechać na pobocze (śmieje się). To była ogromna radość, ale przyznam szczerze, że byłem pewny, że mi się uda. Już po wyjściu z pre- castingu czułem, że dobrze mi poszło, mimo że czekałem na swoją kolej od 7 rano do 16.
Patryk Seweryniak z Włocławka wystąpił w "Must Be The Music"
Miał pan jakieś obawy przed występem, który trafi na antenę Polsatu?
Nie czułem strachu, ale trema była ogromna. Mimo, że jestem muzykiem już od tylu lat, to pierwszy raz przyszło mi występować przed tak liczną publiką, w obliczu kamer oraz w ramach konkursu, gdzie jestem oceniany przez wymagające jury. Pan Adam Sztaba i Ela Zapendowska to dla mnie największe autorytety muzyczne. Zagrałem swoją autorską kompozycję. Sądzę, że wpada w ucho. Ludzie słuchali jej pierwszy raz, ale bardzo świetnie się przy niej bawili. Dostałem owacje na stojąco, było to niesamowite przeżycie. Kora porównała mnie nawet do legendarnego Johnny Casha. Więcej nie będę już zdradzał. Zachęcam do obejrzenia programu w niedzielny wieczór (śmieje się).
Liczy pan, że występ w programie zmieni coś w pana muzycznym życiu?
Nie marzę już o żadnej karierze. Chodzi tylko o możliwość zaprezentowania wreszcie swojej muzyki szerszej publiczności. Po tych 50 latach jest to jakby zwieńczenie mojej kariery. Stanąłem w szranki z tysiącami innych muzyków i nie mam się czego wstydzić. Być może mam jedynie lekkiego kaca, że mogłem zabrać miejsce jakiemuś młodemu muzykowi, ale chyba ja też mam prawo mieć swoją szansę. Napisałem niedawno nowy utwór, który również chciałbym zaprezentować w telewizji, dlatego liczę na głosy.
Wszystko o imprezach w Bydgoszczy
Czytaj e-wydanie »