- Sprawa wcale nie była prosta - zaznaczył w pierwszych słowach ustnego uzasadnienia wyroku sędzia Tomasz Łętowski.
Prokuratura oskarżała Wiesława Lewandowskiego, byłego komendanta toruńskich municypalnych o przekroczenie uprawnień. Komendant miał pod wpływem alkoholu wtrącić się do interwencji, jaką przeprowadzali w grudniu 2008 jego podwładni i kopnąć jednego z legitymowanych. Później miał rozpatrzyć skargę na samego siebie, zamiast skierować ją do prokuratury.
Sędzia uznał, że były komendant przekroczył swoje uprawnienia i rzeczywiście włączył się do interwencji, choć nie było takiej konieczności. Uznał również, że Wiesław Lewandowski naruszył niektykalnośc cielesną jednego z legitymowanych.
Przeczytaj także: Nowy komendant policji wrócił do Torunia po latach
- Wszyscy świadkowie, zarówno strażnicy miejscy jak i legitymowani, zgodnie twierdzili, że komendant był pod wpływem alkoholu - przyznał sędzia, uzasadniając swój wyrok. - Nikt jednak nie badał promili w krwi oskarżonego, stąd też sąd przyjął najbardziej korzystną dla Wiesława Lewandowskiego wersję: stan po użyciu alkoholu. Czyli nie więcej niż pół promila we krwi. Na nic więcej nie pozwalał zebrany materiał dowodowy.
Nie ma również wątpliwości, że doszło do przekroczenia uprawnień. - Nikt nie ma prawa lekceważąco odnosić się do funkcjonariuszy toruńskiej straży miejskiej - mówił sędzia. - Ale też nikt nie ma prawa dyscyplinować legitymowanych niezgodnie z przepisami: przez kopnięcie czy choćby lekkie szturchnięcie kolanem, to rzecz oczywista.
Skąd więc salomonowa decyzja o warunkowym umorzeniu postępowania?
Działał w dobrej wierze
Sędzia nie zgodził się z tym, że działania komendanta miały charakter chuligański, czego usiłowała dowieść prokuratura. - To fatalne nieporozumienie - mówił Tomasz Łętowski. - Wiesław Lewandowski wtrącił się do interwencji, bo w jego ocenie wymagała tego sytuacja. Była to ocena błędna, wynikająca prawdopodobnie ze stanu, w jakim się znajdował - strażnicy daliby sobie radę sami. Ale komendant działał w dobrej wierze, chciał przywrócić spokój.
Sędzia podkreślał również nieposzlakowaną opinię oskarżonego, przypominając zeznania świadków, którzy w ciepłych słowach wypowiadali się o swoim byłym szefie. Nie zgodził się również z drugą częścią zarzutu - tą dotyczącą skargi. Oskarżyciel utrzymywał, że Wiesław Lewandowski powinien ją od razu przekazać do prokuraury. Ale sędzia zauwazył, że to niejedyna dopuszczalna droga - można było przekazać ją do sądu.
- Komendant nie schował skargi do szuflady, choć mógł to zrobić - podkreślał sędzia. - Nie ukrył jej, nie przeciągał jej rozpatrzenia. Przeciwnie - w odpowiedzi na skargę napisał, że można odwołać się do sądu. Jeżeli nawet błędnie postąpił, jeśli chodzi o procedurę, to trzeba pamiętać, że błędy formalne to jeszcze nie nadużycie władzy.
Sędzia wziął pod uwagę również to, żepodczas procesu nie wypłynęły żadne inne negatywne kwestie. - Można powiedzieć, że był to wypadek przy pracy - uzasadniał. - To była jednostkowa sytuacja, niepotrzebna rzecz. Jeśli spojrzeć na sprawę chłodno, bez emocji, trzeba też powiedzieć, że z powodu tych niedopuszczalnych działań Wiesława Lewandowskiego nikomu krzywda się nie stała. Wszystkie osoby legitymowane były nietzreźwe i zachowywały się głośno. Jakie więc środki zastosować wobec osoby niekaranej, o bardzo dobrej opinii?
Sąd doszedł do wniosku, ze nie ma potrzeby sięgania po środki karne i zdecydował się warunkowo umorzyć postępowanie na dwa lata. Dodatkowo były komendant ma zapłacić 1000 zł na rzecz funduszu pomocy pokrzywdzonym.
Z tym wyrokiem nie zgadza się jednak Wiesław Lewandowski. - Ten wyrok mnie absolutnie nie zadowala - mówi. - Jestem zainteresowany całkowitym uniewinnieniem, tym bardziej, że działałem w dobrej wierze, co podkreslił sędzia.
Apelacji nie wyklucza również prokuratura. Wyrok nie jest prawomocny.
Czytaj e-wydanie »