Tomasz Z. to jedna z pięciu osób, którzy zasiadają na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy. Oprócz niego śledczy zarzucają, że do śmierci szefa bydgoskiej ubezpieczalni przed 13 laty przyczynili się: Henryk L.. "Lewatywa", Tomasz G. - diler samochodowy z podbydgoskiej Brzozy, a także między innymi Krzysztof B. (były ochroniarz "Lewatywy").
Zeznania, które pogrążyły "Smołę"
- Jeszcze przed aresztowaniem Adama S. "Smoły" jego matka spotkała się z moją. Powiedziała jej to, co usłyszała od syna: "Zrobiłem straszną rzecz. Pewnie niedługo dowiesz się o tym z gazet" - tak brzmiały zeznania Tomasza Z. z pierwszego procesu o zabójstwo Piotra Karpowicza. Wczoraj odczytał je sędzia Mieczysław Oliwa.
**
Bydgoszcz. Zabójstwo dyrektora PZU. "Smoła" stanął przed sądem**
W 2009 roku oskarżeni zostali oczyszczeni z zarzutów z braku dowodów. Krzysztof B., Tomasz Z. Henryk L. i Adam S. usłyszeli "tylko" wyroki za udział w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym. Proces, który trwa obecnie, został zainicjowany przez Prokuraturę Apelacyjną w Lublinie.
Z. zaprzeczył w poniedziałek (16 kwietnia) swoim dawnym zeznaniom. - Powiedziałem to, bo byłem naciskany przez policjantów CBŚ z Bydgoszczy - wyznał Z. - Obiecali mi za to uchylenie aresztu.
W tym momencie obecny na sali rozpraw "Smoła" zaczął się rozglądać i oparł o pulpit ławy oskarżonych. Na tym jednak nie koniec opowieści, którą wczoraj przed sędzią snuł Tomasz Z. - Gdy później zostałem przewieziony do prokuratury w Lublinie, ponownie próbowano nakłonić mnie do składania nieprawdziwych zeznań - wyjaśniał Z.
Zabójstwo dyrektora PZU. Proces będzie się toczył bez głównego podejrzanego?
Lubelscy prokuratorzy zarzucają Z., że 19 stycznia 1999 roku wspólnie z Krzysztofem B. pomagał Adamowi S. w ucieczce z miejsca zabójstwa Karpowicza. Teza postawiona w akcie oskarżenia mówi, że to właśnie "Smoła" był cynglem, który zamordował dyrektora Centrum Oceny Ryzyka i Likwidacji Szkód PZU w Bydgoszczy. Karpowicz został znaleziony martwy na parkingu przy ulicy Wojska Polskiego. W głowie miał dwie rany postrzałowe.
"Synku, będziesz umiał z tym żyć?"
- Pamiętam, że już na sam koniec śledztwa wprowadzono mnie do pokoju prokuratora Roberta Bednarczyka - mówił sędziemu Z. - Prokurator otworzył szafę pancerną, wyjął broń i powiedział, że wychodzi coś zjeść. Zanim wyszedł z pokoju, rzucił jeszcze do policjantów: "Tylko nie zapomnijcie dokończyć sprawy".
Tomasz Z. mówił wolno, dyktował swoją opowieść sądowej protokolantce: - Zaproponowano mi zatem, bym został świadkiem koronnym w procesie o zabójstwo Karpowicza. Miałem być pod ochroną prokuratury; miałem trafić w bezpieczne, znane tylko im miejsce. Razem ze mną miała tam przebywać moja żona. Warunek? Miałem kolejny raz złożyć zeznania obciążające S.
Tomasz Z. twierdzi, że poprosił o możliwość konsultacji sprawy z żoną i matką. - Wskazano mi telefon. Miałem mówić tylko o propozycji śledczych. Pamiętam, że gdy opowiedziałem wszystko matce, powiedziała do mnie: "Synku, Adam to twój przyjaciel, razem dorastaliście. Nieraz ci pomógł. Będziesz umiał z tym żyć?" Odpowiedziałem jej, że już wiem, co mam robić. Odmówiłem prokuratorom.
Morderstwo szefa PZU. Jest Europejski Nakaz Aresztowania za "Smołą"
Sędzia Małgorzata Lessnau-Sieradzka w tym momencie zapytała Z.: - Jak to? Skoro śledczym tak bardzo chodziło o te zeznania, to dlaczego nie kazali panu powiedzieć wprost, kto jest sprawcą zabójstwa? Po co ta historia z rozmową dwóch matek? Po co to sformułowanie, że S. "zrobił coś strasznego"? - Nie potrafię się do tego odnieść - odpowiedział Z.
Ochroniarz gangstera
Według śledczego Roberta Bednarczyka bezpośrednim zleceniodawcą zabójstwa miał być Tomasz G., bydgoski biznesmen i diler mercedesa. Motyw? Jak argumentują śledczy z Lublina, G. miał mieć zatarg z Karpowiczem, który rzekomo stał na drodze do wyłudzania lewych odszkodowań na powypadkowe auta.
Z kolei wykonawcę wyroku na szefie PZU miał znaleźć Henryk M. (zmienił nazwisko na L.) "Lewatywa", w latach 90. boss bydgoskiego światka. Jego ochroniarzem miał być swego czasu równiez "Smoła". W poniedziałek S. podtrzymał swoje zeznania dotyczące znajomości z gangsterem: - Bywało, że Henryk M. dawał mi pieniądze - przyznaje Adam S. - Po prostu jeździłem z nim na spotkania z różnymi ludźmi. Nieraz dzwonił do mnie. Przyjeżdżałem taksówką, kiedy byłem potrzebny. Zgadzam się, że można tu użyć sformułowania "ochrona", ale muszę zaznaczyć, że nie była to regularna praca w pełnym wymiarze godzin.
W aktach sprawy znajduje się również szczególny przykład ochrony świadczonej "Lewatywie". "Smoła" miał dostać zlecenie na nocne czuwanie pod domem Henryka M. na Osowej Górze. - Zostałem spytany, czy chcę siedzieć w nocy w samochodzie i pilnować, żeby nikt się nie kręcił w pobliżu posesji - wyjaśniał S. w swoich wcześniejszych zeznaniach.
"Smoła" miał również zapewniać ochronę "Lewatywie", gdy ten - po próbie zamachu - trafił do Szpitala Wojskowego w Bydgoszczy. - Z grubsza chodziło o to, żeby siedzieć w aucie pod szpitalem.
Proces trwa.
Czytaj e-wydanie »