Przyznam się, że z coraz większym niesmakiem obserwuję obrady Rady Miasta w moim mieście. Gdy zaczynałam swoją karierę zawodową, lokalni politycy też się spierali. I czasami komuś puszczały nerwy, ktoś podniósł głos, ale mimo wszystko temperatura obrad była niższa, a dyskusje, choć czasami ostre, to " na temat".
Ostatnio, gdy przysłuchuję się wystąpieniom na sesji Rady Miasta, to jakbym uczestniczyła w jakiś dziwnych seansach nienawiści. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że lokalni politycy już się ze sobą nie spierają o coś, lecz skaczą sobie do gardeł tylko po to, żeby popisać się przed nami, wyborcami... elokwencją, bystrością, przebiegłością. Uczciwość, przyzwoitość, wiedza? To się mniej liczy.
W debatach, które toczą radni między sobą i z władza wykonawczą jest tyle uszczypliwości, złośliwości, napastliwości z jednej strony, a niedomówień, uników z drugiej, że często tracę orientację, gdzie jestem. Takt, grzeczność, kultura... odchodzą do lamusa. Ja takiej polityki nie chcę! To nie moja bajka.
Czy Euro uspokoi polityków, także tych lokalnych? Oby! Choć ja w to nie wierzę. Ale, jak zwykle, sprawdzę. Kolejna sesja samorządu w moim mieście trzy dni po rozpoczęciu Euro.