Wielka przygoda rockmanów z naszego regionu rozpoczęła się w 2006 roku. - Byliśmy na spotkaniu w urzędzie miasta. Prezydent opowiedział nam o mieście partnerskim Bydgoszczy i zasugerował, że moglibyśmy tam zagrać. Od razu się zgodziliśmy - opowiada Zbyszek Man, frontman, gitarzysta i wokalista Roanu.
Przeczyta także:Zespół Roan wystapi w... chińskim "Mam talent"!
Muzycy wysłali do Chin swoją muzykę, materiały promocyjne i wkrótce pojechali w pierwszą trasę. Koncerty grali w Ningbo, mieście które ma sześć milionów mieszkańców i 17 uniwersytetów. - Spodobaliśmy się na tyle, że zaproszono nas na kolejną trasę. Tym razem odwiedziliśmy też inne miasta, w tym Szanghaj - mówi lider Roanu.
Jak widzą Chiny muzycy Roanu?- Największe wrażenie zrobiła na mnie architektura, to połączenie historycznych rozwiązań z futurystycznymi budo-wlami, projektowanymi przez największe światowe sławy - mówi Zbyszek. - Niesamowita jest też kolej magnetyczna. W tym kraju jest niewiele samochodów, oczywiście porównując z liczbą mieszkańców. Podróże na większą odległość mają sens, jeśli wybiera się samolot lub pociąg.
Polscy rockmani chwalą Chińczyków za gościnność i kulturę osobistą. - Są bardzo tolerancyjni i uprzejmi. Nie byliśmy świadkami żadnej awantury, przejawów agresji.
Muzycy Roanu przekonali się też do wschodniej kuchni, choć nie od razu. - Na początku niektóre tradycyjne potrawy nie przechodziły nam przez gardło. Były półpłynne w konsystencji, białkowe. Modliliśmy się, żeby znaleźć gdzieś KFC i wrąbać kawał mięsa. Dopiero później udało się nam poznać ludzi, którzy zaprowadzili nas do restauracji serwujących naprawdę smaczne jedzenie, w tym legendarną kaczkę po pekińsku czy wyjątkowe owoce morza. Od drugiej trasy byliśmy już smakoszami tych specjałów - opowiada Man.
Z trasy na trasę popularność zespołu rosła. Podczas piątej podróży do Kraju Środka Roan zagrał m.in. wielki koncert na stadionie dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Zaczął się prawdziwy "boom" na polskiego rocka.
- Ludzie wstawali, rzucali się na nas. Reagowali bardzo żywiołowo, co niezbyt podobało się policji. Prosiliśmy ich, żeby nie hamowali publiczności, ale od tego czasu na naszych koncertach ochrona była wzmocniona - wspomina lider zespołu.
Podczas ostatniej, szóstej trasy Roan był już znany wszędzie. Muzycy byli rozpoznawani na ulicach czy w restauracjach. To już była chińska "roanomania".
- Powstało kilka naszych fanklubów, blogi o zespole. Fani reagowali czasami histerycznie, jak na Beatlesach - zaznacza Zbyszek Man.
Roan cieszy się obecnie w Chinach statusem wielkiej gwiazdy z Europy. Władze miasta Wuhan przyjazd grupy tytułowały "Świętem Rocka w Chinach", a sam zespół "Muzycznym Ambasadorem Świata". W Szanghaju przywitano zespół wielkim neonem w języku polskim i chińskim: "Witamy, Roan!". Przez trzy tygodnie kapeli towarzyszyła największa, chińska telewizja publiczna CCTV oraz telewizja muzyczna "V". Polacy poznali też jednego ze znanych wykonawców muzyki reggae w Chinach - Da Shu, z którym nagrali teledysk w języku chińskim (wkrótce jego premiera). Za Wielkim Murem powstała też część zdjęć do teledysku "Płomienie 2012".Wystąpiło w nim blisko 600 statystów z regionu klasztoru Shaolin. Zdjęcia kontynuowane będą w rodzinnych stronach zespołu. Jako ciekawostkę warto dodać, że w polskiej części teledysku będzie mógł wziąć udział każdy, kto pojawi się w dniu nagrania w wyznaczonym miejscu. Zespół poinformuje o tym na swojej stronie internetowej.
Wkrótce Roan znów wyrusza do Chin. - Mogę pochwalić się, że zespół został kilka dni temu zaproszony do uczestnictwa w jednym z największych w tym kraju wydarzeń muzycznych. Niestety, nie możemy zdradzać szczegółów, bo podpisujemy umowy. Udział w tym wydarzeniu chcemy połączyć z chińską premierą najnowszej płyty Roanu, nad którą zespół właśnie pracuje - kończy AnnaAdamiak, menedżer grupy.
Czytaj e-wydanie »