Policjanci doprowadzili w czwartek (21 czerwca) do prokuratury Grzegorza C. - mężczyznę, który kilka miesięcy temu opuścił toruńskie więzienie. Odsiadywał tam karę za seryjne gwałty. W styczniu wyszedł i - jak podejrzewa policja - zaatakował ponownie.
Przyznał się, że zgwałcił dwie toruńskie studentki
Najstraszniejsza noc w życiu
Ostatnie zgłoszenie o napaści na tle seksualnym policjanci dostali we wtorek (19 czerwca). Skontaktowała się z nimi wówczas mieszkanka osiedla Chełmińskiego w Toruniu. Opowiedziała o obcym mężczyźnie, który w środku nocy wszedł do jej mieszkania na parterze. Dostał się tam przez okno, które kobieta zostawiła uchylone na noc.
Włamywacz zaczął grozić - najpierw toruniance, później także jej rodzinie. - Następnie dopuścił się wobec niej innej czynności seksualnej - mówi Wioletta Dąbrowska, rzecznik prasowa toruńskiej komendy policji. "Inną czynnością seksualną" w języku prawników i służb mundurowych określa się każde zachowanie seksualne, które nie jest bezpośrednim gwałtem.
Bandyta wyszedł z mieszkania kobiety dopiero nad ranem.
Zatrzymano podejrzanego o gwałty w Toruniu [szczegóły]
Podobne zgłoszenie policjanci dostali już wcześniej - 4 maja, kiedy skontaktowała się z nimi mieszkanka toruńskich Koniuch. W jej przypadku sposób działania przestępcy był bardzo podobny.
Kryminalni wzięli pod lupę oba przypadki i uznali, że sprawcą może być Grzegorz C., 39-latek, który już wcześniej karany był za wielokrotne gwałty.
Kilka godzin po wtorkowym zgłoszeniu udało im się namierzyć i zatrzymać podejrzanego mężczyznę. W czwartek doprowadzili go do prokuratury, gdzie prawdopodobnie już dziś usłyszy zarzuty. Może mu grozić do 8 lat więzienia - ale w związku z tym, że działał w recydywie, górny wymiar kary może się zwiększyć do 12 lat odsiadki.
Oskarżony o sześć gwałtów
Grzegorz C. ma już za sobą bogatą przeszłość kryminalną. W 2004 roku sąd w Toruniu skazał go za wcześniejsze gwałty.
Mężczyzna terroryzował torunianki już od 1998 roku. Wtedy również zastraszał swoje ofiary. Nie włamywał się jednak do domów, lecz zaczajał się na nie w miejscach publicznych.
Atakował kobiety z zaskoczenia - podchodził do nich od tyłu i zaczynał grozić. Później obezwładniał swoje ofiary i wykorzystywał je seksualnie. Prawie nigdy nie okradał zaatakowanych kobiet, ale niemal zawsze sprawdzał ich dokumenty. Straszył je, że jeśli pójdą zgłosić gwałt na policję, zemści się, bo zna ich adres.
Był ostrożny, więc mundurowym długo nie udawało się go namierzyć. Wpadł po szóstym gwałcie, w 2003 roku. Po trwającym kilka miesięcy postępowaniu trafił do sądu, gdzie przyznał się tylko do jednego przestępstwa. Sędzia ukarał go wtedy 8 latami więzienia - w skazaniu mężczyzny pomogły przedstawione przez śledczych wyniki badań DNA.
Grzegorz C. odwoływał się od wyroku, ale nieskutecznie. Zza krat wyszedł dopiero w styczniu tego roku.
Czytaj e-wydanie »