- Czy po tylu latach pracy jakieś uzależnienie może jeszcze pana zdziwić?
- Z uzależnieniami jest problem, bo tę łatkę przyczepia się dziś do wielu zjawisk, które kiedyś nazywaliśmy "hobby", "konik" czy "szajba". Myślę, że niewiele prawdziwych uzależnień może mnie zaskoczyć.
- "Jestem uzależniony od biegania" - usłyszałem ostatnio.
- To tylko głupie gadanie. Z uzależnieniem mielibyśmy do czynienia wówczas, gdyby to bieganie zaczęło przekładać się na jakieś wymierne szkody nie tylko dla osoby biegającej, ale i dla jej otoczenia.
- Ale mamy zupełnie nowe zjawiska definiowane jako uzależnienie. Zaroiło się od pracoholików, seksoholików, uzależnionych od opalania, zakupów itd.
- Część z tych zjawisk jest dopiero na drodze do zaliczenia do uzależnień. Trwają cały czas dyskusje, czy te zjawiska zaliczać do zachowań kompulsywnych, impulsywnych czy też kwalifikować je jako uzależnienia. W najbliższym czasie uznane zostanie zapewne uzależnienie od komputera i internetu oraz patologiczny hazard.
Jestem seksoholikiem. Najlepiej nie wychodziłbym z łóżka
- Od czego to zależy?
- Uzależnienia są do siebie podobne i wzajemnie się podstawiają. Wszystkie wiążą się z funkcjonowaniem tzw. układu nagrody w mózgu. W uzależnieniach behawioralnych obserwujemy w mózgu podobne zmiany, jak w przypadku uzależnień od substancji psychoaktywnych. Uzależniają się dwie grupy - "łowcy nagród" i "poszukiwacze ulgi". W obu przypadkach chodzi o zaspokojenie ośrodka nagrody w mózgu. "Łowcy" zaspokajają tę potrzebę poprzez picie, granie, ekstremalne przygody, sporty itp. "Poszukiwacze" nie potrafią żyć w zgodzie ze sobą ani wyjść z dołka, w którym się znaleźli. Stąd droga do uzależnień jest prosta.
- Można sobie wyobrazić ośrodek terapii dla zakupoholików z tabliczką "Finansowane przez NFZ"?
- Oczywiście, ale w pierwszej kolejności widziałbym ośrodki dla osób uzależnionych od komputera i internetu. To, co dzieje się z młodymi ludźmi to horror. Coraz więcej młodych przez komputer zawala naukę i całą swoją życiową karierę.
- Przychodzą i mówią - nie potrafię już się oderwać?
- Przychodzą głównie rodzice, gdy okazuje się, że bardzo dobry uczeń zawala rok w szkole. Rodzice często nie ogarniają tego zjawiska. Komputer stał się komunijnym prezentem, a rodzice są szczęśliwi, że dziecko nie ćpa, nie chuligani, ale siedzi w domu przy komputerze. Dopiero gdy pojawia się krach w szkole, zaczynają sobie wszystko układać.
- Ale NFZ nie zasponsoruje takiemu dziecku terapii?
- Nie, choć wiele się już zmienia w tej dziedzinie. Przede wszystkim potrzeba nowych programów terapii i nowych specjalistów, którzy potrafią pomagać nie tylko ludziom uzależnionym od narkotyków czy alkoholu. Czy taki system powstanie, zależy od wielu czynników, również od działania lobbystów.
- ????
- Mam na myśli głownie lobby hazardowe, dysponujące ogromnymi pieniędzmi. Nie dziwię się, że gdy rząd uderza w automaty do gry, natychmiast odzywają się głosy zatroskanych o podziemie hazardowe czy o osoby, które stracą pracę. Tymczasem to właśnie hazard obok komputera stał się największym nowym problemem, przed którym stoją terapeuci.
- Kim są uzależnieni od hazardu? W powszechnym wyobrażeniu hazard to stół do ruletki i wytworne wnętrza.
- Nic bardziej mylnego. Uzależnienie od hazardu dotyka różne grupy społeczne. Często również biedaków przeznaczających wdowi grosz na to, żeby się odbić. W Polsce problem dotyczy głównie automatów w barach i na stacjach benzynowych. Ukrytą formą hazardu są tanie gry, zdrapki, losy. Jeśli rencista czy emeryt przeznacza na to po 200-300 złotych - rodzina ma problem. Na szczęście od pewnego czasu mamy Fundusz Rozwiązywania Problemów Hazardowych i za sprawą jego badań dowiemy się niebawem, jak jest prawdziwa skala tego zjawiska w Polsce. Ten Fundusz był ostatnio krytykowany, nie wiem, czy tego ataku nie spowodowała obawa, że informacje o skali zjawiska ujrzą światło dzienne.
- Ilu jest w Polsce ludzi uzależnionych od hazardu?
- Około 2 procent, ale osoby mające problem z grami hazardowymi to może być nawet 4 procent populacji.
- Czyli ponad 700 tysięcy.
- Dla porównania liczbę alkoholików w Polsce szacuje się na 800 tys. do miliona. Według mnie liczba osób uzależnionych od komputera jest jeszcze wyższa niż hazardzistów.
Kumple do chlania przez internet
- To często problem tzw. dobrych domów.
- To nie są dobre domy, ale domy, w których są pieniądze. Dziecko je dostaje, żeby nie zawracało głowy i zajęło się sobą. Klasyczny model to rozwiedzeni rodzice, którzy prześcigają się w przekupywaniu dziecka. I w efekcie tracą je na rzecz sieci.
- Ale o siecioholikach przynajmniej głośno się od pewnego czasu mówi.
- Tylko co z tego? Rozpoznanie to dopiero pierwszy etap. Co mamy tym ludziom do zaproponowania? Gdzie możemy ich wysłać? Pod tym względem łatwiej jest ludziom uzależnionym od hazardu. Mamy już specjalistów w tej dziedzinie i sporo literatury. Wiemy, jak im pomóc.
- Czy seksoholicy często pojawiają się w pana gabinecie?
- Bywają, ale seksoholizm to jeden z najczęściej ukrywanych problemów. Istnieją opracowania, w których przyjmuje się, że nawet 10 do 15 procent populacji nie radzi sobie z uzależnieniem od seksu. Jak to wygląda w Polsce, na razie nie wiemy.
- Trudno sobie wyobrazić program terapeutyczny na taka skalę.
- Wcale nie. Bo większość ludzi nie chce podejmować leczenia. Wśród alkoholików leczy się zaledwie 10-15 proc. Co ciekawe, niektóre badania mówią, że prawie połowa seksoholików to równocześnie osoby uzależnione od alkoholu czy innych substancji psychoaktywnych.
- Dodajmy do tego pracoholizm i okaże się, że poważna część Polaków ma problem.
- Korporacje usilnie pracują nad powiększeniem tej liczby, nie biorąc niestety pod uwagę, że wraz z nasilaniem się pracoholizmu skuteczność tych osób się zmniejsza. I tu jednak moja odpowiedź będzie podobna - nie znamy skali problemu, w Polsce, bo nie ma badań. Nie ma - bo nikt nie jest zainteresowany, by przeznaczyć na nie pieniądze. Jedynym źródłem wiedzy, na którym możemy się oprzeć, pozostają badania wykonywane w innych krajach. Tam szacuje się na ok. 5% populacji.
- Jeszcze kilka lat temu modnym tematem było uzależnienie od telefonów komórkowych czyli fonoholizm.
- Dziś rzadko się z tym stykam - chyba że telefon jest traktowany jako przedłużenie komputera. Życie przynosi coraz to nowsze problemy, z którymi ludzie nie potrafią dać sobie rady. Mówimy dziś o ortoreksji - problemie ludzi, którzy doszukują się szkodliwych składników w produktach żywnościowych, stopniowo ograniczając do minimum swoją dietę, mamy problem. Mamy tanorektyków, którzy nie panują nad chęcią opalania się albo bigorektyków, którzy spędzają całe dnie na "pakowaniu".
- Przyjmuje pan w gabinecie ludzi z wielkiej aglomeracji, żyjących w pośpiechu i stresie. Z czym przychodzą?
- Z alkoholem i kokainą. To główne problemy młodych, ruszających do wyścigu szczurów. Pracują dużo i ciężko, świetnie zarabiają i nie umieją mądrze wydawać pieniędzy, a po pracy chcą dać czadu. Alkohol, kokaina i dalej do wyścigu.
- Kokaina? To już używki dla bogatych.
- Ci ludzie raczej nie narzekają na brak pieniędzy. Przychodzą, bo zauważają problem, ale częściej - przysłani przez życiowych partnerów. Zwykle jednak nie decydują się na terapię. Brną dalej, żeby nie wypaść z towarzystwa. Szczególnie narażona jest grupa pracująca w reklamie. Tu są ogromne pieniądze i ogromny pęd.
- Większość pana pacjentów to nadal alkoholicy?
- Tak, ale ten alkoholizm rzadko dziś występuje w pojedynkę. Niemal zawsze są to uzależnienia mieszane. Z narkotykami, z seksem, z pracoholizmem. Co ciekawe, coraz więcej przychodzi do nas kobiet z problemem alkoholowym. Piją kobiety młode, wykształcone, z pozycją zawodową. Taka jest cena sukcesu.
Polacy przestaną pić, gdy zakażą sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych?
Czytaj e-wydanie »