14 sierpnia 1980 r. w Stoczni im. Lenina w Gdańsku rozpoczął się strajk
- Z biogramu w internetowej "Encyklopedii Solidarności" wynika, że "Polski Sierpień" zaczął się dla pana na Politechnice Wrocławskiej w marcu... 1968 roku.
- Gdy w Warszawie ruszyli studenci, nie chcieliśmy pozostać bierni. Byliśmy młodzi, niezależni. To wtedy miałem pierwsze w życiu publiczne wystąpienie. Gdy prorektor próbował nas namówić, abyśmy odstąpili od strajku, bo lada chwila możemy się spodziewać "chłopców z pałkami", zabrałem głos. Powiedziałem, że jeśli chcemy, by nas traktowano poważnie, musimy dotrzymać słowa. Strajk miał trwać 48 godzin. Do końca życia nie zapomnę cudownej postawy wrocławian. Dostaliśmy ogromne zapasy chleba i kiełbasy. Uczelnię opuszczaliśmy otoczeni szpalerem mieszkańców. Echem tych wydarzeń był nasz udział w pochodzie 1-majowym. Koledzy pocięli prześcieradła, na których wypisali różne hasła, np. "Prasa kłamie". Tak przygotowane transparenty rozwinęli przed trybuną honorową. Dla sporej grupy kolegów ta demonstracja skończyła się powołaniem do wojska i udziałem w "bratniej pomocy" w Czechosłowacji.
- Gdzie pan był w sierpniu 1980 roku?
- Z rodziną na wakacjach w Górach Stołowych. W drodze do Bydgoszczy dochodziły nas słuchy, że coś się w kraju dzieje. W poniedziałek wróciłem do pracy. Podczas śniadania usłyszałem, że radiowęzeł nadaje jakąś nietypową audycję. "Na żywo" szedł przekaz ze świetlicy, w której załoga dyskutowała o tym, jak zorganizować poparcie dla stoczniowców w Gdańsku. "Famor" przyłączył się do strajku. Na jego czele stanął Jan Perejczuk.
- Jak wspomina pan "karnawał Solidarności"?ina pan "karnawał Solidarności"?
- Od czasu udziału w studenckim proteście sceptycznie podchodziłem do takich ruchów. Mnie działalność związkowa nie leżała. Wolałem konkretną robotę. Nie raz mówiłem kolegom, że nie warto strajkować, że trzeba wymyśleć coś innego. Prawdą jest i to, że pierwsza "Solidarność" nie ma nic wspólnego z obecnym związkiem. Tamten ruch został "zamordowany" w 1981 roku.
- Okazją do podjęcia "konkretnej roboty" był stan wojenny i pana zaangażowanie w redagowanie podziemnych pism. Potem przyszedł 1989 rok. Jaką miał pan wizję nowej Polski?
- Komuna mnie od najmłodszych lat nie lubiła, ze wzajemnością. Wiedziałem, że chcę żyć w wolnym kraju i korzystać z pełnej wolności. Bardzo żałuję, że tak się nie stało. Teraz też jestem zniewolony, choć inaczej. Nieustannie słyszę, że władza coś robi dla mojego dobra.
Czytaj e-wydanie »