Tym razem w sprawie Amber Gold. Ale instytucja komisji śledczych a 'la III RP, w zamyśle bardzo sensowna, skompromitowała się już za drugim razem w tzw. aferze Orlenu. Później śledczy bełkot towarzyszył nam przez kolejnych 8 lat. Piszę bełkot, bo prócz tzw. komisji Rywina, żadna niczego nie wyjaśniła. To tylko obłudny i - jak mówi młodzież - lansiarski dla polityków spektakl, w dodatku darmowy. Ale czy na pewno? Nie, darmowa jest tylko telewizyjna reklama posłów.
Czytaj też: Świątobliwi i bogobojni
Prace komisji kosztują i to słono. Tzw. komisja naciskowa wystawiła nam, podatnikom, rachunek na 900 tys. zł. Tania jak barszcz była komisja ws. Olewnika - ok. 600 tys. zł, natomiast za komisję ws. śmierci Blidy zapłaciliśmy prawie milion. Większość pieniędzy zgarnęli eksperci i asystenci, reszta to dodatki dla "komisarzy". Zapracowany na co dzień poseł nie będzie przecież darmo zasiadał i ględził po próżnicy.
Komisje kosztowały nas dotąd ok. 3 mln zł. To 600 tys. obiadów dla uczniów z ubogich rodzin. Tyle że dzieci bez obiadu mogą się obyć, a politycy bez komisji już nie.