- Był pan jednym z uczestników wczorajszej debaty gospodarczej zorganizowanej przez PiS. Wyszedł pan z niej zadowolony? Nie miał poczucia zmarnowanego czasu?
- Powiem tak: w obliczu zbliżającego się kryzysu debata była zasadna i bardzo potrzebna. Uważam ją za jedną z sensowniejszych inicjatyw opozycji ostatnich lat. Bardzo liczę na to, że debata jest początkiem poważnej rozmowy o Polsce. Bo na pewno jest o czym rozmawiać.
- Czyli o czym?
- Zwróciliśmy uwagę na dyskryminowanie pracy w Polsce, biurokratyczne i fiskalne, czego efektem jest dwucyfrowe bezrobocie. Praca jest u nas prześladowana. Ludziom, którzy zatrudniają, rzuca się kłody pod nogi. Gospodarka jest przez to zablokowana.
A przecież także w Polsce jest możliwy cud gospodarczy, bo już doświadczyliśmy go na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego roku. Takiej wolności gospodarczej, jak wtedy, potrzebujemy i politycy muszą to w końcu zrozumieć.
- Czy zrozumieją? Może, gdyby otworzyli własne firmy, płacili duży ZUS, niezależnie czy się zarabia czy nie, także podatki, poszli coś załatwić do urzędu.
- Myślę, że rozumieją to w prosty sposób: przedsiębiorcy i ich rodziny to łącznie miliony głosów. Taką wiedzę na pewno posiadają i mają świadomość, że jeśli zaskoczą ludzi biznesu zmianami, które uwolnią gospodarkę od dyskryminacji, oni pójdą na nich głosować. Oczywiście, zastanawianie się, jak podnieść jakość życia Polaków też jest ważne, ale tego się nie da zrobić, gdy gospodarka jest zablokowana. Gdy nasz system podatkowy należy do najbardziej wrogich na świecie, Bank Światowy umieścił go na 127. na 181 miejsc. Mówiliśmy wczoraj o tym.
Czytaj też: Firmy nie płacą pensji. Sprawdź, gdzie jest najgorzej
- Wierzy pan, że nasi politycy bez kłótni, w jednym orężu, zechcą ratować naszą gospodarkę, poluzują przedsiębiorcom?
- Tego nie wiem, ale jest możliwe, by przedstawiciele różnych poglądów, porozumieli się we wspólnej, słusznej, sprawie. Kilka lat temu w Irlandii wszyscy politycy stanęli po jednej stronie, czego efektem było choćby to, że obywatele tego kraju przestali uciekać do pracy za granicę. Ba, to do nich obcokrajowcy zaczęli przyjeżdżać za chlebem. Takiego wspólnego działania nam teraz trzeba.