- Śledził pan poniedziałkową debatę medyczną?
- Częściowo.
- Czego pan się po tym spotkaniu spodziewał?
- W moim przekonaniu obie debaty - o ekonomii i systemie ochrony zdrowia - stanowią przełom w polskim dyskursie publicznym. Od tego momentu możemy rozmawiać na ważne tematy, bez przepychanek. Jest to doskonała okazja do merytorycznego przedstawienia racji - to są pojedynki na argumenty. Debata medyczna była konsultowana z ekspertami z zakresu ochrony zdrowia. Bardzo się cieszę, że do niej doszło. Wnioski zostaną przyjęte przez PiS i posłużą do modyfikacji naszego programu, dotyczącego systemu ochrony zdrowia.
Przeczytaj także: Co pielęgniarki zrobią Tuskowi?
- A propos programu - PiS domaga się m.in. likwidacji NFZ, chce utworzenia sieci szpitali oraz powrotu lekarzy, pielęgniarek i stomatologów do szkół.
- To są postulaty, które - jak uważam - nie wymagają argumentacji. NFZ nie spełnił oczekiwań Polaków, a rządzący też nie kwestionują potrzeby zmian w zakresie finansowania ochrony zdrowia. Co do sieci szpitali - tylko na przykładzie bydgoskiego Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 czy CentrumZdrowia Dziecka w Warszawie widać, jak bardzo jest ona potrzebna. Konieczne jest stworzenie sieci lecznic, które mają odpowiedni stopień referencyjności. Nie wszystkie choroby leczy się w szpitalu powiatowym, a to wymaga innego finansowania. Trzeba określić potrzeby zdrowotne mieszkańców danego regionu i wedle nich budować sieć. Natomiast medycyna szkolna to powrót do dobrej opieki nad dziećmi i młodzieżą. Powrót do modelu, który już był i się sprawdził.
- Otwarcie szkolnych gabinetów lekarskich i stomatologicznych będzie sporo kosztować. Skąd pieniądze na takie zmiany?
- Są w systemie. Zdajemy sobie sprawę, że samorządy są dociążone różnego rodzaju obowiązkami finansowymi, ale są przykłady, że i burmistrzowie w tej dziedzinie robią wiele dobrego. W Podkarpackiem władze wzięły pożyczkę na stworzenie szkolnych gabinetów stomatologicznych.
Przeczytaj także: NFZ pomylił się o miliard zł. Szpitale będą zaciskać pasa
- PiS policzył, ile to będzie kosztować?
- Nie wiem, nie znam tej kwoty. Zaskoczyła mnie pani tym pytaniem. Nie uczestniczyłem w debacie. Może to już zostało policzone. Faktem jest, że system opieki medycznej w szkołach już dawno się sprawdził. Wystarczy wymienić choćby profilaktykę czy szczepienia. Teraz matka musi iść z dzieckiem do poradni, zapisać je w kolejkę do lekarza. Jeśli pracuje musi wziąć wolne, co w obecnej sytuacji na rynku pracy niekiedy jest niemożliwe.
- Wrócę do postulatu zlikwidowania NFZ. Uczestnicy debaty przedstawiali różne propozycje - mówili m.in. o podziale publicznego ubezpieczyciela i innym zarządzaniu składkami. Obecna prezes funduszu Agnieszka Pachciarz już zapowiedziała reformę centrali - powstanie Urząd Nadzoru i Agencja Wyceny.
- Zobaczymy, co minister zdrowia zaproponuje. Jedno jest pewne - obecny system ochrony zdrowia nie może dalej funkcjonować. Postulujemy powrót do systemu budżetowego lub mieszanego - budżetowo-ubezpieczeniowego. Jednak NFZ jako instytucja, która dysponuje ponad 60-miliardowym budżetem, a nie odpowiada za politykę zdrowotną, nie może istnieć. Obecna sytuacja powoduje nieprawdopodobny chaos - NFZ ma pieniądze, ale za nic nie odpowiada, Ministerstwo Zdrowia konstytucyjnie jest odpowiedzialne za zdrowie Polaków, jednak niewiele może.
