Innego pomysłu na sfinansowanie rosnących kosztów organizacji komunikacji miejskiej nie ma. Szukał go prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski, który podczas czwartkowej debaty z ekspertami pytał do czyjej kieszeni sięgnąć. - Albo będziemy dokładać z budżetu, co oznacza, że płacą wszyscy podatnicy, albo podwyższamy ceny biletów i przerzucamy ten ciężar tylko na pasażerów. Co wybrać? - pytał.
Niestety, odpowiedzi nie dostał. Pojawiły się za to inne propozycje, m.in. związane z szukaniem oszczędności. Żadne jednak nie gwarantują zdobycia 28 mln złotych. A tyle według ratusza wynosi różnica pomiędzy kwotą, jaką na 2013 rok potrzebują drogowcy, a sumą, jaką gotowy jest im zaproponować prezydent.'
Przeczytaj także: Bydgoszcz. Transport publiczny sfinansują wszyscy, czy tylko pasażerowie?
Łącznie wygospodarował 176 mln złotych, czyli niemal tyle, ile zarząd dróg dostał na komunikację miejską w ubiegłym roku. I na nic zdały się tłumaczenia, że dodatkowe koszty potrzebne są m.in. do obsługi nowej linii tramwajowej do dworca PKP. A po wczorajszej debacie w ogóle zostali pozbawieni złudzeń - albo zmienią taryfikator tak, że podniosą wpływy ze sprzedaży biletów albo wprowadzą ograniczenia w funkcjonowaniu komunikacji.
Co wybiorą? O tym bydgoszczanie przekonają się w przeciągu najbliższych tygodni. Już jednak wiadomo, że zarówno na jednym, jak i drugim rozwiązaniu to właśnie oni stracą najwięcej.
Czytaj e-wydanie »