Obie partie są na siebie skazane - do stracenia mają wszystko, do zyskania - kolejne trzy lata władzy. Nie tylko tej w Urzędzie Rady Ministrów, ale w setkach spółek i instytucji rządowych. W dodatku koalicja PO-PSL czuje na plecach oddech PiS, które marzy o wywróceniu stolika.
Przeczytaj również: "Bydgoszcz - największa wieś w Polsce, a województwo ginie"
Renegocjacja umowy koalicyjnej z PO, którą zapowiada nowy prezes Janusz Piechociński może być widowiskowa, ale nie zmieni układu sił. Premier Tusk trzyma w ręku atutowe karty, a Piechociński tylko blotki i co najwyżej silnego waleta - tekę wicepremiera.
Najciekawsze jest jednak to, czy prezes Piechociński dotrzyma danej w niedzielę obietnicy. Zapowiedział otóż, że będzie walczył z patologią rozdawnictwa stanowisk wedle klucza partyjnego, rodzinnego i koleżeńskiego.
Ja w to nie wierzę - od 20 lat słyszymy takie obietnice z ust liderów partyjnych. I zawsze kończy się hochsztaplerką.